sobota, 28 września 2013

#45. David Villa

Z dedykacją dla natalia08081 i z przepraszam, że musiałaś tak długo czekać ;)

***

- Kochanie, sprawdź może co robią nasze maluchy. Powinny już spać. – usłyszałam głos Davida, który
podszedł i objął mnie od tyłu.
- Masz rację. Chodźmy do nich.
Weszliśmy, więc oboje do pokoju naszych córeczek. Obydwie siedziały już na łóżkach, by wkrótce położyć się spać.
- Dobranoc dziewczyny – powiedział David i ucałował każdą z nich – Śpijcie dobrze.
Uwielbiałam widok Davida wśród naszych dzieci. Był dla nich słodki i opiekuńczy. Córki dawały mu mnóstwo radości.
- Dobranoc tato – odpowiedziały mu, a on jeszcze gestem posłał im całusa i wyszedł z pokoju.
- Słodkich snów – powiedziałam i już miałam gasić światło, kiedy usłyszałam głos mojej młodszej córki, Pauliny:
- Mamusiu, opowiedz nam coś na dobranoc.
- Tak, mamo. Opowiedz – dodała Alicja i obie wlepiły we mnie swój błagalny wzrok. Nie mogłam odmówić.
- Dobrze, a o czym ma być historia ? – zapytałam, siadając na krześle obok łóżek.
- O czymś niezwykłym – odparła Paulina
- Hmmm … coś niezwykłego …
- Opowiedz jak poznałaś tatę! – zaproponowała Ala
Spojrzałam na nią zaskoczona :
- Chcesz by była to historia o mnie i o tacie ?
Kiwnęła głową.
- No dobrze..więc… Nie tak dawno temu, gdy miałam jeszcze 19 lat..- zaczęłam
- Mamo – przerwała mi Alicja – To było dawno temu.
- Oj no dobrze, nieważne już – machnęłam ręką, uśmiechając się i wróciłam do opowieści. – Więc gdy miałam 19 lat wyjechałam z przyjaciółką na wakacje do Hiszpanii. Miałyśmy zamieszkać w domku jej ciotki, która tam mieszkała, a na czas naszego pobytu wyjechała w inne miejsce. Tak też zrobiłyśmy. Przyjechałyśmy i z miejsca pokochałyśmy ten kraj, tę kulturę, ten język, tych ludzi. I właśnie co do ludzi … niedaleko nas było boisko do gry w piłkę nożną. Udałyśmy się tam, żeby chociaż zobaczyć jak wygląda i kto tam gra. Weszłyśmy na boisko i usiadłyśmy sobie na „widowni”, wykonanej z drewnianych desek. Cóż, nie był to może stadion pierwszej klasy, ale boisko do amatorskiej gry w piłkę.  Gdy siedziałyśmy i przyglądałyśmy się grze zauważyłam chłopaka, który od razu strasznie mi się spodobał …
- A był to Tatuś! – pisnęła z zachwytu Paulina, przerywając na moment moją historię.
- Ci… cicho. Nie zakłócaj historyjki – uciszyła ją jej starsza Siostra.
Uśmiechnęłam się tylko i kontynuowałam dalej:
- No więc chłopak, który mi się spodobał też od czasu do czasu spoglądał w naszą stronę. Gdy wreszcie rozgrywka się skończyła, wszyscy chłopcy zniknęli gdzieś w szatni, a my siedziałyśmy jeszcze chwilę, dyskutując i postanowiłyśmy pójść. Wstałyśmy już z miejsc, kiedy usłyszałam czyjeś wołanie:
„Dziewczyny, hej, poczekajcie”
Odwróciłam się i spostrzegłam tego samego czarnowłosego chłopaka, który tak mi się podobał. Uśmiechnęłam się.
„Jestem Dawid” przedstawił się, podając dłoń mi i mojej przyjaciółce. „Czemu wcześniej tu nie przychodziłyście? Czemu wcześniej was tu nie spotkałem? Turystki?”
„Tak. Przyjechałyśmy na dwutygodniowe wakacje.” Powiedziałam
„To świetnie. Ktoś musi was oprowadzić po tym mieście. Zgłaszam się na chętnego” powiedział nam
Spojrzałyśmy na siebie zaskoczone jego propozycją, ale moja koleżanka wiedziała, że on mi się podoba, więc zgodziłyśmy się. No i… to chyba tyle, na dzisiaj wystarczy. Tak właśnie, poznałam waszego tatusia – uśmiechnęłam się.
- Co było dalej, co było dalej? – pytały
- Pytacie, co było dalej? – usłyszałam głos Davida, wchodzącego do pokoju. – Dalej, było jeszcze parę zdarzeń, a potem byłyście wy. – powiedział, uśmiechając się.
- Tato, podsłuchiwałeś! To nie ładnie – powiedziała mu Paulinka.

- Przepraszam, ale ta historia tak mi się spodobała, że musiałem posłuchać do końca. – powiedział i ucałował zarówno Alicję, jak i Paulinę, a zaraz potem czule pocałował mnie. – Dobranoc, śpijcie dobrze. – powiedział do córek i gasząc światło, wyszliśmy oboje objęci z pokoju naszych dwóch skarbów. 

SARA


środa, 25 września 2013

#44. Marco Reus / cz.1

Upalny poranek. Czemu za każdym razem, kiedy wstanę, mnie to dziwi? Cholera, przecież jestem na Ibizie! Taka pogoda zdecydowanie źle na mnie wpływa. Wolę rześkie, niekiedy pochmurne ranki w Dortmundzie. Śródziemnomorskie temperatury mi nie służą, tak bardzo chciałbym wrócić już do Niemiec… Cóż, nasze wakacje kończą się za kilka dni. Za kilka dni wrócę do ojczyzny razem z moimi najlepszymi przyjaciółmi, Robertem, Łukaszem i Mario, który mimo tego, że gra teraz dla Bayernu, pozostał nam bliski.
 -Stary, co tym razem? – zapytał Lewandowski, ziewając i przeciągając się leniwie. – Odkąd tu jesteśmy, zawsze rano spotykam cię na balkonie. Czemu siedzisz tutaj sam? Coś cię gryzie? Wzruszyłem ramionami. – Po prostu chcę już wrócić. Chcę powrócić do treningów, grać  , wygrywać! – krzyknąłem z nieukrywanym entuzjazmem. Po chwili jednak zapał dał upust zrezygnowaniu. Westchnąłem ciężko, zerkając na niesamowity krajobraz, ale wtedy nawet on nie robił na mnie specjalnego wrażenia.
 -Zostało kilka dni. Proponuję wykorzystać je jak najlepiej, bo gwarantuję ci, że za tydzień będziesz tęsknił za tymi widokami! – Lewy zaśmiał się serdecznie, poklepał mnie po ramieniu i poszedł obudzić chłopaków. Robert miał rację. Muszę wziąć się w garść i w końcu zacząć dobrze bawić. Nie ma sensu psuć humorów przyjaciołom. Niech te ostatnie kilka dni naszych wspólnych wakacji będą wspaniałe! 


 ***  

-Czuję, że dzisiaj upoluję na plaży jakąś… turystkę. – oznajmił wszystkim Łukasz
. -Ja też! – krzyknął radośnie Goetze. – Czas najwyższy.
 -Może zamiast gadać, po prostu chodźmy na tę plażę? – zasugerowałem.
 -Tak, to jest dobry pomysł. – chłopaki odparli chórkiem, po czym wyszliśmy z hotelu. Po kwadransie byliśmy na miejscu. Mimo tego, że była dopiero dziesiąta, na plaży było już mnóstwo ludzi, przeważała oczywiście liczba kobiet, z czego ucieszyli się piłkarze. Rozłożyliśmy koc, leżaki, chłopaki otworzyli piwa i rozsiedli się wygodnie. Ja zdjąłem koszulkę i spodenki, zostając tym samym w kąpielówkach i poszedłem w kierunku wody. Moment później dołączył do mnie Mario.
 Kim jesteś i co zrobiłeś z naszym Marco?! – zaśmiał się Goetze, po chwili jednak spoważniał. – Martwię się o ciebie. Zresztą, nie tylko ja. 
Westchnąłem głośno. – Podczas tych wakacji, wszystkie moje problemy się skumulowały, myśli męczą mnie… ciągle. Mam 24 lata, czuję, że to już czas na dojrzały związek. Tymczasem nie spotkałem nikogo. – wzruszyłem ramionami.
 -Przede wszystkim, podnieś głowę. – polecił przyjaciel. – Rozejrzyj się, nie patrz pod nogi, tu jest mnóstwo kandydatek! Spróbuj do którejś zagadać, bo nie ma możliwości, żeby żadna ci się nie spodobała. – poruszył zabawnie brwiami, po czym popłynął w głąb morza. Zrezygnowany i znudzony, wróciłem do chłopaków, którzy właśnie opowiadali sobie jakieś głupie żarty. 
-Wiecie co jest śmieszniejsze od tych waszych tekścików? – zapytałem, uśmiechając się zawadiacko, po czym skinąłem głową w stronę Mario, który rozmawiał z którąś już z kolei dziewczyną. – Patrzcie na niego. Przyjaciele wykonali moje polecenie. Spojrzeli na Goetze, który właśnie… Udawał, że się topi! Chyba jednak nie osiągnął postawionego sobie celu, ponieważ na ratunek przybył jakiś mężczyzna. Wybuchliśmy śmiechem, a niedoszły topielec pokazał nam środkowego palca, co jeszcze bardziej nas rozbawiło. Po chwili Mario wrócił do nas z opuszczoną głową, załamany tym, że nie udało mu się poderwać żadnej turystki. Poklepałem go po ramieniu. – Następnym razem będzie lepiej! 
I wtedy usłyszeliśmy cienki, aksamitny damski głos. 
– Przepraszam, czy wy to… - dziewczyna przełknęła ślinę. – Boże, to oni. – zarumieniła się. Chyba nie chciała powiedzieć tego głośno… Pospiesznie i nieudolnie wyjęła z torebki mały notesik i długopis, prosząc, a właściwie błagając nas o autografy. Podpisaliśmy się na osobnych karteczkach, po czym zrobiliśmy sobie wspólne zdjęcie. 
-To chyba pierwszy kibic Borussii, którego tu spotkałem. – zauważył Robert. 
- Hm… Wcześniej nie zwróciłem na to uwagi. – odezwał się Mario. Ja nie mówiłem nic. Stałem między chłopakami i wpatrywałem się w długonogą blondynkę, która onieśmieliła mnie swoją nieskazitelną urodą. Miała duże, brązowe oczy, nad którymi słodko trzepotały długie, czarne rzęsy. Kilka piegów na małym nosku dodawały jej uroku. A jej nieśmiały uśmiech? Coś niesamowitego. 
- Zamknij usta. – polecił mi szeptem Łukasz. Otrząsnąłem się. Z tego wszystkiego zapomniałem, co się wokół mnie dzieje! 
- Więc… Jak masz na imię? – zapytał Lewy. 
- Jestem [T.I],[T.N]. -  jej głos zabrzmiał w mojej głowie niczym delikatna melodia. – I jestem największą fanką Borussii Dortmund na świecie, a na pewno w Brazylii. – oznajmiła dumnie. 
- W Brazylii?! – powtórzyliśmy jednocześnie. Ta wiadomość nas zaskoczyła. 
- Tak, pochodzę z Brazylii i mieszkam tam. Tutaj co roku przyjeżdżam na wakacje. 
- Bardziej przypominasz… Europejkę. – zauważył Mario, z czym wszyscy się zgodziliśmy. 
- W połowie jestem Niemką. Moja mama urodziła się i wychowała w Dortmundzie. To jest jeden z wielu powodów, dla których kibicuję właśnie wam. – uśmiechnęła się, a moje kolana w momencie ugięły się pod ciężarem ciała. Dziewczyna spojrzała na zegarek, po czym jej usta skrzywiły się w grymasie niezadowolenia. 
– Muszę już iść… Cóż, mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. Cześć! – mrugnęła, odwróciła się i odeszła, a ja odprowadzałem ją wzrokiem aż do momentu, kiedy zniknęła wśród tłumów ludzi. 
- Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś cię zobaczę… - szepnąłem, wpatrując się w horyzont. 

CULE DE FCB

 Liczę na to, że te "problemy techniczne" to tylko chwilowe przejście :D. Kolejne części będą dłuższe i ciekawsze przede wszystkim. :)
Dodaję za Izę, bo miała jakiś problem z dodaniem, więc wysłała mi na maila i ja udostępniłam jej imagina. Jak wam się podoba? Mnie bardzo :D

sobota, 21 września 2013

KONKURS

Mamy przyjemność ogłosić konkurs na najlepszego imagina! Tematyka, długość pracy, osoba występująca (piłkarz) jest dowolna. Wygrany imagin zostanie opublikowany u nas, na blogu, jako imagin numer 50 :) ponad to osoba wygrana otrzyma od nas promocję swojego bloga pod następnym postem i obserwację od nas trzech. Oczywiście, jeżeli nie masz konta na bloggerze, też możesz wysłać swoją pracę, tyle, że jeśli wygrasz musisz zadowolić się jedynie publikacją ;) Swoje prace wysyłajcie na email sarasaraeverywhere@gmail.com w tytule wpisując "KONKURS". Pod pracą prosimy o podpis i link do twojego bloga (jeżeli takowy posiadasz).  Na wasze prace czekamy do 18.10. Powodzenia!
Aby konkurs miał jakikolwiek sens musimy dostać minimum 5 prac. Dlatego, nie czekaj, wymyśl coś, napisz i nam wyślij. :D
Dziękujemy za ponad 17 000 wyświetleń! Kochamy was!

sobota, 14 września 2013

#43. Łukasz Piszczek / cz. 2



- [T.I]! – Krzyknąłem i pobiegłem za nią. Przed drzwiami stał wysoki mężczyzna. Trzymał moją ukochaną za nadgarstek. Pociągnął ją w stronę salonu.
- Ten twój piłkarzyk nie żyje to wreszcie będziemy mogli się zabawić.
- Przestań! – Wrzasnęła, kiedy mężczyzna ją dotknął. – Łukasz! – Wrzasnęła głośno bezradnie rozglądając się po mieszkaniu.
- I tak cię nie usłyszy! On nie żyje! – Wrzasnął przekonany swoich racji chciał uderzyć dziewczynę. W tym momencie ni stąd ni zowąd pojawił się Marco. Chwycił napastnika i rzucił nim o podłogę. Potem rzucił się na mężczyznę. Zaczęli się bić. Reus miał zdecydowaną przewagę nad przeciwnikiem. Już po kilku chwilach, mężczyzna, który chciał zaatakować moją ukochaną.
- [T.I]? Coś ci zrobił? – Spytał z troską Marco. Teraz zauważyłem jak chłopak patrzy na moją ukochaną. Patrzył na nią jak na ósmy cud świata. Jakby była dla niego  wszystkim. Wszystkim co najlepsze. Tak jak ja kiedyś patrzyłem na nią. Że też ja tego nie zauważyłem! Przecież Marco wyraźnie był w niej zakochany!
- Ja pierdole! – Wrzasnąłem głośno.
- Co to było?! – Spytał Reus zrywając się z podłogi.
- Łukasz. – Powiedziała [T.I] z uśmiechem.
- Przecież on...
- Nie żyje...
- To jak może tu być? [T.I]... Może jego śmierć wywołała u ciebie zbyt duży wstrząs...
- Czy Ty sądzisz, że ja zwariowałam?! – Wrzasnęła wściekła dziewczyna.
- Nie, [T.I]... Nie myślę tak, ja po prostu...- Przerwał i spojrzał gdzieś w dal.
- Marco? Spójrz na mnie. Jaki to problem?
- Nieważne... – Mruknął  niewyraźnie.
- Marco!
Reus spojrzał w ziemię. Czułem, że się waha co jej powiedzieć, co zrobić z nią. Czułem, że ją kocha. A ona? Nadal przepełniona była miłością do mnie. Taką prawdziwą i niepowtarzalną. Kochała mnie nadal, mimo tego, że nie żyłem... Prawdziwa miłość właśnie na tym polega. Istnieje nadal, mimo, że zakochani od siebie odchodzą. Śmierć jest przeszkodą w tym momencie. Marco ją kocha a nie może z nią być. To straszne. Chciał jej powiedzieć, ale bał się. Stwierdził, że to za wcześnie, że tylko pogorszy to sytuację w której jest teraz. Dobrze wiedział, że [T.I] kocha mnie ponad wszystko i powiedzenie jej tego teraz tylko pogorszyłoby sytuację...
- Tak?
- Możesz mi powiedzieć?
- Nie...
- Marco! Proszę! Mów!
- Nie! Nie każ mi tego mówić!
- Marco!
- [T.I]...
- Proszę...
- Nie! – powiedział po czym wstał i podszedł do napastnika.
- Reus! Nie wkurzaj mnie! – Krzyknęła zła.
- Dlatego Ci nie mówię. – Powiedział, wzruszył ramionami i obejrzał nieprzytomnego mężczyznę. – Trzeba będzie zadzwonić po karetkę. Możesz? – Spytał podnosząc wzrok na dziewczynę.
- Jasne. – Powiedziała i zadzwoniła po karetkę, która po kilku minutach przyjechała. Zadawali wiele pytań, na które [T.I] i Marco odpowiadali bardzo długo. 

LANA

Przepraszam Was bardzo, że tak krótko, ale nie mam całkowicie pomysłu. Będzie jeszcze przynajmniej jedna część, która pojawi się na dniach, żeby wynagrodzić Wam tak króciutką część. Liczę na Wasze komentarze kochane! :3

 

sobota, 7 września 2013

#42. Marc Bartra / cz.2


Kolejny dzień z rzędu nie potrafiłam przestać o tym myśleć. Czy Marc naprawdę musiał zajmować niemal wszytki moje myśli?! Przecież my się jedynie poznaliśmy. Poznaliśmy i to przypadkowo. Co ja mówię?! To było zupełnie przypadkowe spotkanie w windzie i nic poza tym. Mimo to odliczałam dni do soboty, żeby znów się z nim spotkać. Usłyszeć jego głos, zobaczyć ten cudowny uśmiech, spojrzeć  w te nieodgadnione zielone oczy, poczuć zapach jego perfum. Marc powoli stawał się moją obsesją. Czy jest możliwe abym go ..kochała ? Nie wydaje mi się. Cóż, wiedziałam jedno – chciałam znów go spotkać, a niestety nie było to możliwe wcześniej niż za trzy dni, czyli w sobotę. Nie wymieniliśmy się jakimikolwiek namiarami, numerami … nic, niczym, więc  pozostało mi tylko czekać. Rozsiadłam się na kanapie i założyłam słuchawki na uszy, aby wsłuchać się w rytm muzyki. Nagle do mojego pokoju wtargnęła mama:
- [T.I], już jestem. Czemu się nie odzywasz ? Wołałam cię.
- Przepraszam, słuchałam muzyki – odpowiedziałam ściągając słuchawki
- Gdy byłam w pracy ktoś do mnie dzwonił, pytając o ciebie. Jakiś chłopak, o bardzo ładnym głosie. Przedstawił się jako Martin czy Marco… nie pamiętam.
- Marc! – niemal krzyknęłam – Jak to dzwonił do ciebie ? Skąd miał twój nu..- urwałam, bo przypomniałam sobie, że z jego telefonu pisałam sms do mamy, więc numer pozostał w spisie połączeń.
- Tak, dzwonił. Powiesz mi skąd ma numer do mnie ?
- Mamo, to ten sam numer, z którego pisałam ci sms, gdy utknęliśmy w  windzie. To numer tego chłopaka. – uśmiechnęłam się
Mama spojrzała na mnie podejrzliwie, po czym uśmiechnęła się i dodała:
- W każdym razie powiedziałam mu, żeby zadzwonił później, więc możemy się niedługo spodzie… - przerwał mamie dźwięk telefonu. Wyciągnęła telefon, spojrzała na wyświetlacz, podała mi komórkę i wyszła z pokoju.
- Słucham ? – zapytałam niepewnie
- [T.I], o cześć. Właśnie dzwoniłem do twojej mamy, bo twojego numeru nie mam.
- Jasne, nie ma sprawy.
- Chciałabyś się dziś spotkać ? Masz czas na krótki spacer ?
- Myślę, że tak.
- To świetnie. Za pół godziny będę w parku – powiedział
- Dobrze.
- W takim razie do zobaczenia.
- Pa – odpowiedziałam i rozłączyłam się.
Spojrzałam na telefon, potem na okno, przegryzając wargę. Uśmiechnęłam się szeroko i skoczyłam w górę z radości. Taaaak! W końcu się z nim spotkam .

***


Gdy wyszłam z domu, wszystkie moje starania poszły na marne. Mimo, iż wzięłam ze sobą parasol, byłam przemoknięta. Deszcz okrywał miasto niczym mgławica kropel. Był to istny potop. Podeszłam do miejsca spotkania i ujrzałam stojącego, uśmiechniętego i przemokniętego do suchej nitki Marca z różą w ręce. Podbiegłam do niego, użyczając mu kawałka parasolu.
- Dlaczego nie masz parasola, albo kaptura ? – zapytałam
- Najpierw chyba należy się przywitać – mrugnął jednym okiem i rozłożył ręce w geście przytulenia. Objęliśmy się i choć było to zwykłe, przyjacielskie przywitanie, wtuliłam się w niego i poczułam się bezpieczna.
- No… teraz możemy rozmawiać. Więc nie wziąłem parasolu, bo nie spodziewałem się ulewy. Gdy wychodziłem z domu, nie padało. – wzruszył ramionami i wyciągnął rękę spod kurtki - To dla ciebie. Róże schowałem pod kurtką. Nie jest przemoczona – zaśmiał się.
- Dziękuję bardzo – odebrałam podarunek. – Jak tam u ciebie ? Nie zatrzaskujesz się już w windach ?
- O to samo powinienem zapytać ciebie – uśmiechnął się – Ale nie. Już nie.
Spojrzeliśmy na siebie, uśmiechając się.
- Chciałem się z tobą spotkać – zaczął Marc –  Nie mogłem czekać już na sobotę. Musiałem cię zobaczyć.
Moje serce biło szybszym tempem. A mój umysł nie potrafił uwierzyć w to co słyszał. Chciał mnie zobaczyć, nie mógł się doczekać! Zupełnie jak ja.
- [T.I]
- Marc – wypowiedzieliśmy równocześnie swoje imiona.
- Słucham ? – powiedziałam pierwsza.
Marc zatrzymał się, złapał mnie za rękę, abym również na moment zwolniła i spojrzał mi w oczy:
- [T.I] powiem ci coś, coś co tak łatwo wypowiedzieć. Słowa, które można rzucić na wiatr. Można powiedzieć od niechcenia… ale chcę żebyś wiedziała, że ja nie mówię tego w taki sposób. Od chwili, gdy cię poznałem nic nie ma dla mnie tak dużego znaczenia jak ty. I choć można nazwać to przypadkowym spotkaniem, to ja wiem, że to nie był przypadek, że tak właśnie miało być. Kocham cię, [T.I] i mówię to prosto z serca, choć żadne słowa nie mogą tego odpowiednio wyrazić. – westchnął i zapytał – A co ty chciałaś mi powiedzieć ?
Wpatrywałam się w niego, uśmiechnęłam się lekko:
- Wszystko co chciałam ci powiedzieć było zawarte w twoich słowach – powiedziałam i wtuliłam się w niego.  Trwaliśmy w uścisku, nie zważając na padający deszcz.



SARA

drug i ostatnia część Bartry. Zdaję sobie sprawę, że najlepsza nie jest, ale nie umiem jakoś złapać weny. A co do wczorajszego meczu - był spalony czy nie i tak cały czas gramy słabo, obrona jest po prostu masakrą, a i pomoc kuleje... jedyny pozytyw - brawa, piękna akcja i bramka Lewego, cieszę się, że w końcu pokazał tym wszystkim swoim krytykantom i antyfanom, co potrafi. ;)

poniedziałek, 2 września 2013

#41. Marc Bartra / cz.1

Choć o to nie prosiła, imagina dedykuję asik, w podzięce za to, że od dłuższego czasu jest tutaj, czyta i komentuje. Dziękuję!;)

***

Obiecałam sobie, że dziś wstanę wcześniej niż zwykle. Co z tego skoro sen, a szczególnie nad ranem, jest
tak przyjemny, że wszystko inne traci przy tym znaczenie. Obudził mnie dopiero dźwięki telefonu:
- Słucham ? – zapytałam zaspanym tonem
- Sprawdzam czy już nie śpisz – usłyszałam w słuchawce głos mojej mamy.
- Nie śpię, bo właśnie mnie obudziłaś -  ucięłam krótko.
- To dobrze się składa.-  powiedziała – Wstawaj, za kwadrans będę po ciebie.
- Co ?! Jak to „będziesz po mnie”? Czy my się gdzieś wybieramy ?! – zadałam mnóstwo pytań.
- [T.I], jest sobota, 10 nad ranem, gdzie mogłybyśmy się wybierać ?
Dopiero teraz dotarło do mnie jaki jest dziś dzień tygodnia i tym samym znałam już odpowiedzi na wszystkie zadane przez siebie pytania. Jak, co sobotę, jechałyśmy z mamą do ogromnego supermarketu na zakupy dla całej rodziny.
- Dobrze, mamo, już wiem gdzie jedziemy.
- Bardzo się cieszę. Szykuj się, będę za 15 minut. Pa.
- Pa.
Spojrzałam na zegar. Na śniadanie nie było czasu. Wzięłam do ręki ciastko i łyk niedopitej przez któregoś z rodziców lub rodzeństwa kawy. Poranną toaletę wykonałam niemal z prędkością światła i pobiegłam w stronę szafy z ubraniami. Wyciągnęłam dżinsy, biały sweterek i białe trampki. Spojrzałam w lustro. Cóż, zawsze mogło być gorzej. Spięłam włosy w wysoki kok i byłam gotowa do wyjścia. W tym samym momencie dostałam sms od mamy, żebym wyszła, bo ona czeka na mnie już pod blokiem. Wyszłam z domu, zamknęłam kluczem drzwi i zbiegłam schodami w dół, a po chwili już byłam w naszym aucie:
- Hej – uśmiechnęłam się do mamy. – Możemy jechać.
Mama odpowiedziała mi jedynie uśmiechem i ruszyła w kierunku sklepu. Chwilę później byłyśmy już na miejscu i weszłyśmy do środka. Mimo wczesnej pory sklep już przepełniony był mnóstwem zabieganych osób, biegających z regału do regału w poszukiwaniu potrzebnych produktów spożywczych. Z racji tego, że sklep był dwupiętrowy, zazwyczaj rozdzielałyśmy się na różne piętra.:
- W takim razie, Mamuś, pójdę do góry, przyniosę potrzebne rzeczy.
- Ok., spotkamy się za jakieś 40 minut tu, na parterze.
Kiwnęłam głową, na znak zrozumienia i podeszłam do windy, wciskając guzik, aby otworzyły się drzwi. Drzwi rozsunęły się, a w środku stał już jakiś chłopak. Jego obecność lekko mnie speszyła, przyjrzałam mu się uważnie. Był wysoki, miał ciemne, grube brwi, zaczesane do góry włosy i dość charakterystyczne kości policzkowe.  Brunet widząc, że mu się przyglądam uśmiechnął się szeroko, ukazując rząd białych zębów. Spuściłam wzrok i nacisnęłam „2” na przyciskach w windzie. Winda ruszyła i w jednym momencie stanęła, a żadne przyciski nie działały.
- No pięknie – powiedzieliśmy z chłopakiem niemal równocześnie.
- Co się stało ? Winda się zepsuła ? -  zapytałam
- Najwyraźniej tak. Czekaj zadzwonię tutaj – wskazał palcem na naklejkę widniejącą przy przyciskach, proszącą o kontakt w razie jakiejkolwiek awarii. Brunet wykonał połączenie,  zgłosił usterkę i rozłączył się.
Spojrzałam na niego pytająco.
- Powiedzieli, że do 30 minut powinni to naprawić – wzruszył ramionami i usiadł na podłodze – Nie ukrywam, że trochę mi się spieszyło, ale cóż.
- Tak, ja właśnie teraz powinnam pakować do koszyka potrzebne rzeczy, ale też nic  nie poradzę.
- Taaaaak…- westchnął chłopak – Skoro będziemy siedzieć tu te 30 minut to musimy się czymś zająć.
Spojrzałam na niego przerażona i lekko skołowana. Widząc moją minę brunet wybuchnął śmiechem i powiedział:
- Spokojnie. Źle mnie zrozumiałaś. Nie chodziło mi o to. Nic ci nie zrobię. Miałem raczej na myśli to, żebyśmy się poznali. A więc jestem Marc Bartra. Pracuję tutaj jako ochroniarz. Właśnie jechałem do biura szefa, kiedy to mnie zatrzymało – uśmiechnął się.
- A ja jestem [T.I] [T.N] i jestem tutaj co tydzień na „rodzinnych zakupach” – wymawiając dwa ostatnie słowa, ułożyłam ręce na znak cudzysłowiu. – Dlaczego, skoro tu pracujesz wcześniej cię nie spotkałam ? – spytałam z uśmiechem
- Szczerze powiedziawszy, mam tą robotę dopiero od dwóch dni, także dzisiejsze spóźnienie to nie jest najlepszy początek – zaśmiał się
- Może nie będzie, aż tak źle, tym bardziej, że to wina … windy.
- Wina windy – powtórzył, śmiejąc się – Mam nadzieję, że takie tłumaczenie mój szef zaakceptuje.
Brunet wbił na moment wzrok w ziemię, a ja korzystając z okazji po raz kolejny mu się przyjrzałam. Jego włosy, brwi … był naprawdę niesamowicie przystojny. Pewnie niejedna dziewczyna chciałaby mieć go na wyłączność. Zresztą ktoś taki jak on zapewne nie może odgonić się od dziewczyn…
- Dlaczego to robisz ? – usłyszałam jego głos, który wyrwał mnie z zamyślenia.
- C-co-o robię ? – wyjąkałam
- Przyglądasz mi się – uśmiechnął się, nadal nie odrywając wzroku od ziemi.
- Ale jak ty ? Skąd wiesz ?
Podniósł na mnie wzrok, wlepiając we mnie swoje oczy. Miałam wrażenie, że jego zielone tęczówki przeglądają całe moje wnętrze.
- Czuję na sobie twój wzrok – uśmiechnął się, nadal patrząc mi prosto w oczy. – Ile masz lat? – zapytał nagle, jakby nigdy, nic.
- 17 – odpowiedziałam tylko nadal oszołomiona jego spojrzeniem i uśmiechem.
- Ja mam 21 lat, ale znajomi, rodzina i przyjaciele twierdzą, że nie dorosłem jeszcze do swojego wieku.
W tym momencie coś zaświtało w moim umyśle. Rodzina ? Rodzice ? Mama ?! Właśnie,mama! Pewnie nie ma pojęcia gdzie jestem i martwi się o mnie. Powinnam ją powiadomić. Wyciągnęłam telefon z kieszeni. Przeklęłam w myśli, widząc rozładowaną baterię. Spojrzałam na Marca:
- Słuchaj, mogłabym skorzystać z twojego telefonu ? Mój się rozładował, a muszę powiedzieć mamie, że żyję.
- Jasne – wyciągnął telefon z kieszeni i podał mi go do ręki.
- Dziękuję – uśmiechnęłam się i napisałam krótkiego sms’a „u mnie ok., za jakieś 20 minut powinnam być na parterze, przy miejscu naszego spotkania.” Następnie wpisałam numer mamy, w myślach dziękując Bogu, że nauczyłam się go kiedyś na pamięć i wysłałam wiadomość.
- Bardzo dziękuję – oddałam telefon Marcowi.
- Spoko, nie ma za co.
Przez chwilę oboje milczeliśmy, chłopak spojrzał na zegar:
- To może, dla zabicia czasu, opowiedz mi jeszcze coś o sobie – uśmiechnął się.
- Ja o sobie? Uwierz mi, to nic interesującego. Zwykłe życie siedemnastoletniej dziewczyny.
- Myślę, że życie każdego człowieka jest na swój sposób niezwykłe.
- Może masz rację, ale…
- Słucham twojej opowieści . Najpierw ty, potem ja. Nie ma żadnych „ale”.
- Dobrze … no więc …Jestem [T.I], mam 17 lat. Mieszkam w bloku wraz z obojgiem rodziców, starszą siostrą i młodszym bratem. Na ogół uwielbiam sport, szczególnie piłkę nożną.
- Serio? Jesteś dziewczyną i lubisz piłkę nożną ? – uśmiechnął się, wytrzeszczając oczy.- Łał, taka dziewczyna to skarb.
Uśmiechnęłam się tylko i ponagliłam go:
- Teraz twoja kolej.
- Nie ma sprawy … więc mam na imię Marc, mam 21 lat. Od roku mieszkam wraz z dwoma kumplami i dziewczyną jednego z nich w wynajmowanym mieszkaniu. Również uwielbiam piłkę nożną i amatorsko grywam niemal codziennie, poza tym od roku studiuję AWF.
- AWF studiujesz ? Fajnie – stwierdziłam – Ja jeszcze nie zdecydowałam co do studiów, ale..- nie zdążyłam dokończyć, bo Marc wszedł mi w pół zdania:
- Mówił ci ktoś kiedyś, że masz piękne oczy ? – zapytał zupełnie poważnie.
Poczułam, jak moje policzki dosłownie płoną, a na twarzy pojawia się rumieniec. Spuściłam głowę i odparłam cicho:
- Nie, raczej tak otwarcie nikt.
- A powinien ci to ktoś powiedzieć, więc ja ci to mówię. Masz pięknie oczy, [T.I].
- Dziękuję – odpowiedziałam zakłopotana
W tym momencie poczułam pchnięcie w lewo i usłyszałam jakiś trzask. Numery w windzie podświetliły się, sama winda ruszyła w górę.
- Udało się! Winda ruszyła – uśmiechnęłam się
- Wolałbym siedzieć tu, w windzie z tobą niż iść do pracy, ale skoro już ruszyła…- westchnął Marc i zaśmialiśmy się oboje.
Wysiedliśmy na tym samym piętrze:
- To do zobaczenia za tydzień, nie? – uśmiechnął się chłopak – Muszę lecieć. Dzięki za miłą rozmowę i dotrzymanie towarzystwa. Pa. – powiedział i po chwili zniknął już w tłumie ludzi
- Pa – odpowiedziałam cicho i stałam przez chwilę w bezruchu, po czym uśmiech sam wcisnął mi się na twarz. Marc był naprawdę cudowny!
Spojrzałam na duży zegar wiszący w sklepie i spostrzegłam, że powinnam już spotkać się z mamą. Zeszłam więc (tym razem schodami :D) na miejsce spotkania. Mama już czekała z koszykiem pełnym produktów:
- O,[T.I], dobrze, że już jesteś… ale gdzie ty masz jakieś rzeczy? Soki, jogurty, napoje…? – zapytała zaskoczona
- Mamo, utknęłam w windzie. Niby jak miałam wziąć zakupy ?!
Mama wytrzeszczyła oczy:
- Dziecko drogie, utknęłaś w windzie? O mój boże, jak dobrze, że nic ci nie jest. Czemu mi nic o tym nie napisałaś w sms’ie i czyj w ogóle to był numer? – wypytywała i uściskała mnie najmocniej jak umiała. Przewróciłam tylko oczami i uśmiechając się powiedziałam:
- Spokojnie, Mamuś, nic się nie stało. Wbrew pozorom, mile spędziłam czas. Wszystko ci opowiem w domu. – powiedziałam i odwzajemniłam matczyny uścisk.



SARA

Hej! Przybyłam do was z nowym kilkuczęściowym imaginem. Ile będzie części? Myślę, że jeszcze jedna oprócz tej ;) Mam nadzieję, że wam się spodoba. Jak tam u was pierwszy dzień nowego roku szkolnego ? :D

Zaczarowani