poniedziałek, 29 lipca 2013

#35. Łukasz Teodorczyk

Dedykowany Patrici Maksym :) Miłego czytania ;*



Kochana [T.I]! 
 
W radiu leciała twoja ukochana piosenka  Alex Hepburn – Under. Siedziałaś na sofie okryta kocem. W ręce trzymałaś biały kubek z wieżą Eiffla  z napisem „ J’aime Paris” z kawą. Nie mogłem uwierzyć w szczęście, które mnie spotkało. Byłaś istnym ideałem. Długie kręcone, brązowe włosy, niebieskie oczy, malinowe usta. Podszedłem do Ciebie od tyłu. Położyłem ręce na ramionach a Ty lekko podskoczyłaś. Zawsze Cię tym straszyłem.Uroczo się wtedy denerwowałaś sprawiając, że moje serce lekko przyśpieszało. Zawsze przyspieszało. Nie wiem dlaczego tak na mnie działałaś. Po prostu od naszego pierwszego spotkania, wiedziałem, że jesteś tą jedyną.
- Łukasz! Przestań mnie tak straszyć! – wrzasnęłaś ze śmiechem.
Kochałem twój śmiech. Był taki melodyjny i słodki. To on mnie urzekł podczas naszego pierwszego spotkania.
- Nigdy kochanie. – Usiadłem przy Tobie i mocno przytuliłem. Wtuliłem w twarz w twoje włosy.
- Kocham tą piosenkę.
- Wiem mała, wiem.
- Idę spać misiu. – Powiedziałaś i wstałaś.
To co rozegrało się następnego dnia, zostanie w mojej pamięci na zawsze.Od kiedy tylko wstałem miałem złe przeczucia. Kiedy Ci o tym powiedziałem, zaśmiałaś się perliście i wyszłaś na uczelnię. Wyszedłem z domu z przeczuciem, że blisko nas jest jakieś nieszczęście tylko nie wiedziałem jakie. Cóż, zignorowałem to i poszedłem na trening. Trener był bezlitosny tego dnia. Nagle zadzwonił mój telefon. Myślałem, że to Ty, więc szybko pobiegłem Wyświetlił mi się nieznany numer. Odebrałem, nie wiedząc czego mogę się spodziewać.
- Tak?
- Pan Łukasz Teodorczyk? – usłyszałem sztywny głos w słuchawce.
- Owszem, o co chodzi?
- Pani [T.N] jest w szpitalu. Jej stan jest krytyczny. - Zmartwiałem. Nie wiedziałem co się dzieje.Bałem się o ciebie. 
- Niedługo będę. – Przyrzekłem i rzuciłem się pędem do trenera.
Chłopaki patrzyli na mnie jak na idiotę. Nie dziwiłem się im.
- Trenerze, mogę prosić o zwolnienie z reszty treningu?
- Stary, [T.I] może poczekać!
- Jest w szpitalu. – Powiedziałem chłodno. Zwykle nie przejmowałem się ich głupimi docinkami, ale teraz było inaczej.
- To ja też proszę o zwolnienie. – Powiedział każdy z chłopaków.
- Dobra. Jedźcie do niej, ale macie mnie informować co z nią.
- Oczywiście.
Każdy z nas nadal w stroju  pobiegł do swojego samochodu. To cud, że każdy z nas przeżył. W jedenastu zaparkowaliśmy  pod szpitalem. Cholernie się o Ciebie bałem. Moje serce biło dużej szybciej niż powinno. Podbiegliśmy do recepcji.
- Gdzie jest [T.I] [T.N]?
- Pan z rodziny?
- A była pani kiedyś zakochana?
- Sala numer dziewięć.
- Dziękuję.
Poszedłem na ową salę. Widok, który ukazał się moim oczom mnie zdruzgotał. Ty przykryta białą kołdrą, która niemal zlewała się z Twoją bladą posiniaczoną skórą. Zapuchnięte usta, które niegdyś były malinowe teraz były sine. Rozcięcie ciągnące się od skroni wzdłuż policzka aż do szyi nadal lekko krwawiło. Twoje bezwładne ręce spoczywały na pościeli. Usiadłem na krześle obok Twojego łóżka. Schowałem twoją malutką, chodną dłoń w swoje dłonie.
- [T.I] kochanie, obudź się. Błagam Cię skarbie. – Słuchałem jak buczą maszyny umieszczone w sali.
- Łukasz? – usłyszałem Twój słabiutki głos.
- Jestem tu kochanie.
- Kocham cię. – Powiedziałaś słabo i zamknęłaś oczy. Jedna z maszyn przestała piszczeć. Przestraszyłem się. Lekarz z pielęgniarką kazali mi wyjść i zaczęli coś z Tobą robić. Stałem pod salą z chłopakami się martwiąc. Po godzinie wyszedł lekarz.
- Który z panów to pan Teodorczyk ?
- Ja! – niemal natychmiast znalazłem się przy lekarzu oczekując jakiś wieści.
- Przykro mi. Nie udało nam się. Była zbyt słaba. – Powiedział tylko ze spuszczoną głową. To w tym momencie moje życie się zawaliło.
A teraz siedzę tutaj nad Twoim grobem. Nie wiem dlaczego to piszę. Załamałem się, ale wiedziałem, że nie chciałabyś tego. Kocham Cię [T.I], kochałem i zawsze będę kochał.
Łukasz

LANA

 Przepraszam. Nie mam pojęcia co powiedzieć o tym szajsie. Tak długo nie pisałam, bo miałam dość duże problemy zdrowotne. Przepraszam serdecznie i liczę, że nie przestaniecie nas odwiedzać za ten szajs na górze. Kocham Was. Buźki

P.S. Jak komuś się nudzi, bądź chce mi polecić jakiegoś bloga, swojego bądź czyjegoś, albo po prostu pogadać to piszcie śmiało: 46431700. Zawsze odpisuje. ♥ I nie zjadam przez ekran, więc bez obaw ;D

poniedziałek, 22 lipca 2013

#34. Leo Messi / cz.3

Czekałam pod mieszkaniem Messiego już od dobrych 15 minut. Dzisiaj mieliśmy rozpocząć zajęcia „w
plenerze” i zacząć krótkie przebieżki po parku. Tymczasem, jak na razie piłkarz się nie zjawiał. Muszę przyznać, że cały wczorajszy dzień z Leo upłynął mi w miłej atmosferze. Niby była to tylko praca, a świetnie się przy niej bawiłam. Cały czas rozmawialiśmy ze sobą. Messi nie jest wcale taki małomówny jak mogłoby się wydawać. Okazało się, że mamy wiele wspólnych tematów i zainteresowań. No, ale dzisiaj się spóźniał, a tego mu nie wybaczę. Spojrzałam na zegarek. 20 minut spóźnienia. Co mogłoby być godną karą…? Hmm.. Z zamyślenia wyrwał mnie trzask gwałtownie otwieranych drzwi. Wybiegł z nich Leo.:
- Cześć – przywitał się, podbiegając w moją stronę – Przepraszam za spóźnienie …ja …zazwyczaj mi się to nie zdarza, ale mój budzik..- tłumaczył się, a ja patrzyłam na niego próbując powstrzymać śmiech. Muszę przyznać, że widok nieokrzesanego, dukającego coś na wytłumaczenie Messiego był na swój sposób urokliwy.:
- Tak czy inaczej 20 minut spóźnienia to nie jest mało – powiedziałam surowo – Masz szczęście, że nie mam dzisiaj pomysłu na godną tego czynu karę. Obejdzie się bez tego. – uśmiechnęłam się.
- Rzeczywiście. To było karygodne. – piłkarz również się uśmiechnął – Przepraszam.
- No nic. Przeprosiny przyjęte, a teraz biegniemy – wskazałam ręką przed siebie i ruszyłam wolnym truchtem. W ślad za mną pobiegł Messi.
- I jak noga ? – zapytałam – Myślę, że takie tempo będzie odpowiednie jak na pierwszy bieg.
- Jasne, noga ok., tempo jak najbardziej w porządku – odpowiedział.
Biegliśmy razem, podziwiając widoki parku o poranku. Ze względu na wczesną godzinę wokół nie było nikogo oprócz nas i uroków przyrody. Leo cały czas próbował coś mówić, ale za każdym razem uciszałam go gestami, tłumacząc, aby skoncentrował się na biegu. Kiedy dobiegliśmy w końcu planowany dystans, stanęliśmy przed domem Leo.:
- No – zaczął Argentyńczyk. – Nareszcie meta i nareszcie mogę swobodnie rozmawiać
- Naprawdę nie przypuszczałam, że będziesz aż tak rozmowny – powiedziałam – Na boisku niewiele się odzywasz.
Piłkarz wzruszył ramionami i powiedział:
- Wiesz, na boisku się gra, a nie rozmawia, a wywiady i te sprawy to raczej nie dla mnie. Ja jestem tylko chłopakiem grającym w grę którą kocha, a nie jakimś tam …celebrytą. A poza tym w domu, wśród rodziny, przyjaciół znajomych czuję się swobodniej i więcej mówię.
Wysłuchałam uważnie tego co powiedział. Miał rację i rzeczywiście nie uważał się za gwiazdę, był inny niż wszyscy… skromny, serdeczny, pokorny…:
- Heeej – usłyszałam czyjś głos dobiegający z ogrodu i spostrzegłam, że w naszym kierunku zmierza Sabrine – Chodźcie do domu, mam dla was pyszny, dietetyczny obiad. Zapewne jesteście głodni.
- O Właśnie [T.I]. Chodź, zjesz z nami i spokojnie porozmawiamy. O ile pozwolisz mi cokolwiek powiedzieć… - spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem, a ja przewróciłam oczami
- Przecież wiesz, że to tylko podczas biegu nie mogłeś nic mówić. Wtedy szybciej tracisz energię i trudniej się oddycha. Ale, nie, ja dziękuję. Zjem na mieście – powiedziałam z uśmiechem
- [T.I] nie ma mowy! Musisz ocenić jak gotuję. – powiedziała Sabrine
Spojrzałam na Leo, potem na Sabrine i ponownie na Leo. Ten tylko przytaknął z uśmiechem. Nie mogłam odmówić.
- Zresztą co mi szkodzi. Zjem dzisiaj z wami.
***
Posiłek upłynął nam w przemiłej atmosferze. Podobno " przy jedzeniu się nie gada, bo się w brzuchu źle układa", ale u nas to przysłowie nie miało siły bytu. Rozmawialiśmy cały czas, na zmianę ja, Leo i Sabrine. Pod koniec posiłku wstałam od stołu i podziękowałam :
- Dziękuję. Twoje danie było bardzo smaczne, Sabrine - uśmiechnęłam się - Było mi bardzo miło spędzić z wami..
- Chwila, chwila - przerwała mi kucharka - Oczywiście cieszę się że ci smkowało i na zdrowie, ale dlaczego już od nas uciekasz ? Chciałam jeszcze zostawić was samych. Na koniec powinno być romantycznie, nie ? - mrugnęła porozumiewawczo do Leo, który zakłopotany spuścił wzrok.
Czekałam przez chwilę co zrobi, ale nic się nie działo, więc postanowiłam już pójść:
- Naprawdę muszę już iść. Jeszcze raz dziękuję za wspólny posiłek - powiedziałam i ruszyłam w stronę drzwi.
- [T.I] - usłyszałam Messiego - Może zostaniesz jeszcze z nami..ze mną ? Sabrine chyba ma rację, powinno być romantycznie...
- Ja...nie sądzę... - nie zdążyłam dokończyć, bo Leo złączył nasze usta w pocałunku. Nie protestowałam.

SARA

no i jest 3 część. tak wiem - beznadzieja... przepraszam was za takie zakończenie Messiego, być może spodziewałyście się czegoś lepszego, ale nie miałam weny, naprawdę... a tak poza tym to dziękuję wam za wszystkie miłe słowa. wiele dla mnie znaczą ;) Komentujcie proszę. Kocham was!

niedziela, 7 lipca 2013

#33. Neymar

Z dedykacją dla Adrianny B ;)


*** 


Wysiadłam z taksówki i skierowałam się w stronę drzwi klubu. Był to najlepszy klub w mieście, dlatego kolejka była dość spora. Przeszłam wzdłuż kolejki, a ludzie mierzyli mnie nienawistnym spojrzeniem.  W sumie to nawet się im nie dziwiłam. Każdy by chciał przejść kolejkę wzdłuż. Uśmiechnęłam się do siebie. Ochroniarz stojący na bramce spojrzał na mnie.
- Cześć [T.I].
- Cześć Diego, pozdrów Lotty. – powiedziałam z uśmiechem. Znałam go bardzo dobrze, jak zresztą wszystkich w tym klubie. To z Diego, najczęściej gadałam. Był najsympatyczniejszą osobą jaką znałam mimo że wyglądał dość groźnie. Dwa metry prawie samych mięśni. Ciemnobrązowe włosy i te słodkie zielone oczy. Jego partnerka – Lotty jest jego odzwierciedleniem, tylko może bez mięśni i dwóch metrów. Lotty ma jakiś metr siedemdziesiąt pięć. Bez najmniejszego problemu wpuścił mnie do klubu, wzbudzając tym niemałe oburzenie. Będzie się im musiał gęsto tłumaczyć, ale jakoś mu to wynagrodzę. Z rozmyślań wyrwał mnie krzyk tutejszej kelnerki, zarazem mojej przyjaciółki, na którą właśnie wpadłam.
- [T.I]! Pogrzało cię? Prawie to wylałam! – wskazała na kilka szklanek stojących na tacy, którą trzymała jedną ręką. Zawsze zastanawiało mnie jak to robi, że to jej się nie przewraca. To pewnie jakaś odwieczna tajemnica kelnerek.
- Przecież by cię za to nie wylali. – powiedziałam. Spoglądając na nią.
- No może twój tata by mnie nie wylał, ale ci, którzy zapłacili za te drinki szczęśliwi by nie byli. – Tak. Ten klub jest własnością mojego ojca, a moja starsza siostra jest tu menadżerem, a najlepsza przyjaciółka kelnerką. Rodzinny interes jak to mówią.
- Którzy to? – drinki należały do najdroższych w całym naszym asortymencie, a ten był bardzo wyrafinowany. Musieli być albo bardzo bogaci, albo bardzo zdesperowani wydając niemałe pieniądze na drogie drinki, myśląc, że tak uda im się kogoś poderwać. Desperacja jednak jest straszną rzeczą.
- Tamci. - powiedziała podekscytowana wskazując trzech mężczyzn. Skądś ich znałam. Może wpadali tu czasem? Albo wpadłam na któregoś z nich na ulicy? Tak, wpadanie na ludzi na ulicy zdarza mi się często.
- Kto to? – Cassie miała dużo lepszą pamięć do twarzy niż ja, a właśnie. Ta urocza blond kelnerka, a moja przyjaciółka to Cassie.
- Leo Messi, Cesc Fabregas i Neymar! –powiedziała niemal podskakując. Oczywiście. Barcelona. Nawet ja, osoba omijająca piłkę nożną niczym wampir wody święconej wiedziała kim jest Leo Messi, Cesc Fabregas i Neymar. Gracze prestiżowego klubu piłkarskiego mieszczącego się w tej samej dzielnicy, co klub w którym aktualnie się znajdujemy. Wśród nich idol mojej przyjaciółki – Neymar. Dziewczyna może zabić za jego autograf.
- No to poproś go o autograf. – zwróciłam się do przyjaciółki chcąc iść w stronę barmana. Złapała mnie za łokieć.
- Dobrze wiesz, że nie mogę. Nie mogę przeszkadzać gościom.
- To poczekaj aż skończysz pracę.
- Nie. Ty to zrobisz.
- Co zrobię?
- Weźmiesz autograf Neymara.
- Nie ma mowy! Nie będę się płaszczyć przed jakąś zadufaną w sobie gwiazdeczką futbolu!
- On nie jest zadufaną w sobie gwiazdeczką futbolu. – warknęła. – A ty jak nie chcesz żeby twój tata zobaczył zdjęć z ostatniej imprezy to tam pójdziesz. – Zagroziła. Wiedziałam, że jest do tego zdolna. I wiedziałam też, że mój tata na widok tych zdjęć niewątpliwie wyrzuciłby mnie z domu. Westchnęłam z bólem i spojrzałam na nią.
- Daj mi kartkę i długopis.
- Nie mam. – Wyznała przygryzając dolną wargę.
- To na czym chcesz mieć ten autograf? – w mojej głowie już zaczął kiełkować cień nadziei, że nie będę musiała iść do piłkarzy i prosić o autograf.
- Na przykład na serwetce. Masz szminkę?
- Zawsze mam.
- To do boju!
- Najpierw im drinki zanieś, żeby w dobrych nastrojach byli.
- Masz rację. – Oddaliła się z gracją i podała im drinki, a ja z torebki wygrzebałam czerwoną szminkę i podeszłam do tutejszego barmana – Camerona. Wyemigrował do Katalonii z Londyńskich slumsów i pracuje w najlepszym Katalońskim klubie. Jak to życie lubi się zmieniać.
- Cammy... –powiedziałam słodkim tonem.
- Czego chcesz? – spytał śmiejąc się.
- Białą serwetkę.
- A na poważnie?
- No przecież mówię. Muszę zdobyć autograf Neymara.
- Ty? – spytał schylając się, zapewne szukając serwetki – przecież ty nie lubisz piłki nożnej i pojęcia nie masz na jakiej pozycji on gra.
- Ale Cassie ma pojęcie.
- Zmusiła cię, pod pretekstem tych zdjęć? – spytał wstając z serwetką w dłoni. – Proszę.
- Ty  też je widziałeś? – spytałam speszona.
- Tak. – przyznał śmiejąc się. Jęknęłam przeciągle i poszłam w kierunku piłkarzy.
- Życz mi szczęścia! – zawołałam do Camerona.
- Jasne. – Śmiał się serdecznie. Znając go to miał zamiar obserwować całą akcję zza lady. Ja to się zawsze w coś wpakuję. Zawsze. Nigdy więcej nie wypiję ani kieliszka na imprezie. Podeszłam do stolika piłkarzy i nie starając się nawet nie okazywać niechęci do nich spytałam ozięble:
- Który z was to Neymar?
- Ja. – Powiedział słodki chłopak. Zmieniłam głos. Nie chciałam, żeby wzięli mnie za oziębłą idiotkę, za która teraz pewnie mnie mieli.
- Dasz mi swój autograf? – jeden z nich spojrzał na mnie jak na wariatkę.
- Prosisz go o autograf, a nawet nie wiesz jak wygląda? – spytał a jego ton wskazywał, że chce się roześmiać.
- Oh, bo to nie dla mnie tylko dla przyjaciółki. – Warknęłam. – Wasze autografy już ma – tu wskazałam jego i tego trzeciego niskiego- więc nie muszę robić z siebie większej desperatki i prosić każdego z was. Jakby chodziło o mnie to nawet na kilometr do tego klubu bym się nie zbliżyła wiedząc, że tu będziecie.
- Aż tak bardzo nienawidzisz piłkarzy Barcelony? – spytał ten niski.
- Aż tak bardzo nienawidzę piłki nożnej. To jak z tym autografem? – spytałam. Mężczyźni wymienili spojrzenia. Znałam ten wzrok. Coś knują.
- Możesz wrócić za pięć minut? – spytał Neymar.
- Jasne. – wzruszyłam ramionami i odeszłam. Przeszłam pod ladą i usiadłam na schowanym krzesełku Camerona, które chował przed moim ojcem, bo nie wolno mu było siedzieć w czasie pracy.
- I jak? – spytał.
- Pewnie teraz się zmyją.
- Czemu?
- Kazał mi poczekać pięć minut.
- To chyba nie aż tak najgorzej. Może chce pogadać ze swoim menadżerem, czy wolno mu dać autograf nienawidzącej go jak i całej piłki nożnej córce właściciela klubu w którym zostawia niebotyczne sumy. – Cammy walczył ze śmiechem.
- Nie wysilaj się. Po prostu nie chciał mnie spławić wprost, żeby sprawiać wrażenie miłego.
- Gapią się na ciebie. – rzekł Cameron.
- Minęło pięć minut. Idę. – Westchnęłam.
- Widzisz? Nie zmyli się. – Wyszczerzył się do mnie.
Podeszłam do stolika piłkarzy.
- A więc?
- Dostaniesz autograf jeśli spędzisz z nami ten wieczór.
- Chcecie mnie przekonać do piłki nożnej? – spytałam z powątpieniem.
- Może się nam uda.  – Powiedział Neymar z uśmiechem.
- Wątpię, ale okej. – Usiadłam na jednym z krzeseł. Pomiędzy Neymarem a tym niskim.
- Jestem Leo. – Przedstawił się, a więc to słynny Messi! Kurde, on jest chyba ode mnie niższy.
- Ja Cesc. – Facet niewątpliwie kiedyś mieszkał we Francji.  Akcent, jaki nanosił na wypowiadane przez siebie słowa, był niezwykły.
- [T.I]. – Powiedziałam.
- Jak córka właściciela. – Powiedział Cesc.
- Poniekąd to ja. – Uśmiechnęłam się szeroko.
- Ale przecież twój tata niegdyś był piłkarzem. A przynajmniej tak słyszałem.
- Plotka. Od kiedy pamiętam mój tata pracuje tutaj. – Powiedziałam wzruszając ramionami. Ludzie lubią koloryzować. I sądzę, że wy też to odczuwacie, jako piłkarze.
- Owszem. – Stwierdził Messi.
***
- Dobra, czas na autograf. – Powiedział Neymar. Podałam mu szminkę i serwetkę.
- Dla?
- Cassie.
- Okej. – Podpisał się i podał mi ją.
- Dzięki. Zbawiłeś mnie.
- Czemu?
- Gdyby nie ten autograf, Cass pokazałaby zdjęcia z imprezy mojemu tacie. – Rzekłam gorzko. Zaśmiał się cicho.
- Ej, to wcale nie jest śmieszne!
- Jest i to bardzo.
- Muszę się zwijać. – Przygryzłam wargę. – Miło było was poznać, ale zdania o piłce nożnej nie zmieniłam.
- Kiedyś zmienisz. – Powiedział Leo i się zaśmiał.
Wstałam od stolika i uśmiechnęłam się. Odeszłam od nich i podeszłam do Camerona.
- Udało się.
- Wiedziałem!
Odnalazłam wzrokiem blondynkę i podeszłam do niej szybko.
- Cassie!
- Co?
- Udało się! Masz i masz spalić te zdjęcia!
- Okej! Kocham cię!
- Wiem. – Wyszczerzyłam się i wyszłam z klubu. Kolejki już nie było, – co się dziwić? Było już grubo po drugiej rano. Wpadłam na jakiegoś mężczyznę. Jak zawsze zwykle. Złapał mnie w pasie i spojrzał na mnie. Rozpoznałam w nim Neymara. Zbliżył się do mnie i złączył nasze usta w słodkim pocałunku. 
*** 


Od dnia, w którym poznałam Neymara minęły już dwa lata. Właśnie stoję przed ołtarzem i czekam, aż powie jedno słowo – tak. Leo miał rację. Przy Neymarze całkowicie zmieniłam podejście do piłki. Jeden wieczór tyle zmienił. Podchodząc do niego nawet nie pomyślałam, że tak to się skończy. 

LANA

Zostawiam was z tym czymś po cudownym imaginie Sary. Sama nie wiem jak możecie na to zareagować. A i zapraszam na nowości do mnie! ;33 
http://letter-story.blogspot.com/
http://quiet-another-bvb-story.blogspot.com/
http://gomez-lewy-opowiadanie.blogspot.com/ 


poniedziałek, 1 lipca 2013

#32. Mario Götze

Imagin z dedykacją dla Klaudii i Ni tusia. Miłego czytania! ;)
***
 - Kochanie, weź, rozpakuj zakupy - powiedziałam do mojego męża. - Ja sprawdzę czy mamy coś w
skrzynce pocztowej
- Oczywiście, skarbie. Chodźcie ze mną, maluchy - powiedział czule do naszych dzieci
- Mamuś, przyjdziesz zaraz? - zapytała moja pięcioletnia córeczka
- Tak kochanie, zaraz przyjdę - powiedziałam, uśmiechając się
Mała wyraźnie usatysfakcjonowana odpowiedzią ruszyła wraz z resztą do mieszkania. Ja odprowadziłam ich uważnie wzrokiem. Miałam cudowną rodzinę. Kochającego męża i kochaną dwójkę dzieci. Trzyletniego syna, Jakuba i pięcioletnią córkę, Karolinę. Oboje byli oczkiem w głowie całej rodziny. Uśmiechałam się patrząc jak wchodzą do domu. Musiałam tylko sprawdzić czy nie przyszły jakieś rachunki i zaraz do nich dołączyć. Podeszłam do skrzynki i wyciągnęłam z niej 4 listy. Reklama, kolejna reklama, ponaglenie o zapłatę i ... list zaadresowany do mnie. Któż to mógł być ?  W dzisiejszych czasach prawie nikt już nie używa zwyczajnej poczty. Wszyscy porozumiewają się przez e-maile. Otworzyłam kopertę, rozwinęłam kartkę, która była w niej zamieszczona i zaczęłam czytać...

Droga,[T.I],
    Na początku mego listu chciałbym się przedstawić. Właściwie nie, przedstawić to nietrafne słowo, my przecież się dobrze znamy...Chcę żebyś wiedziała od kogo jest ten list, bo pewnie cię to zastanawia. Otóż podesłałem go ja-Mario. Mario Gotze. Tak, ten Mario, który przez tyle lat towarzyszył ci jako przyjaciel.
    Ile trwała nasza przyjaźń ? Nie będę liczył, bo sama wiesz, matematyka to nie jest mój ulubiony przedmiot...ale właściwie od przedszkola do czasów licealnych byliśmy nierozłączni. Oboje bawiliśmy się w piaskownicy, raz po raz bombardując się piaskowymi kulami. Potem przystępowaliśmy razem do Pierwszej Komunii Świętej. Wielkie wydarzenie. Stres, strach i zarazem podekscytowanie. A potem pierwszy certyfikat ukończenia szkoły podstawowej. Później mnóstwo egzaminów i testów gimnazjalnych. Wiem-to ty zawsze byłaś do nich przygotowana, a ja wszystko od ciebie ściągałem. No i wreszcie najcudowniejsze lata liceum. Pierwsze imprezy, pierwszy papieros, pierwsze poważne miłości... I właśnie tutaj zaczynają się schody. Moją pierwszą i dotychczas jedyną miłością nie była żadna Ania, Hania, Kasia, ani Asia. Moją miłością byłaś ty. Tylko moja ukochana przyjaciółka [T.I], wiele dla mnie znaczyła. Wiele, bo była moją przyjaciółką i to sobie cały czas próbowałem wmawiać. Myślałem o tobie dniami i nocami, to nie była jedynie przyjaźń...Czemu ci nie mówiłem ? Nie chciałem niszczyć naszej przyjaźni i cię stracić raz na zawsze. Dlatego dusiłem w sobie uczucie do ciebie, które z dnia na dzień stawało się coraz silniejsze...
   Potem dostałem list z Dortmundu. Powiedzieli, że mam wielki talent i widzą mnie w swojej juniorskiej drużynie. Wyjechałem. Wyjechałem, ale nie tylko dlatego, że była to dla mnie ogromna piłkarska szansa. Wyjechałem przede wszystkim, żeby zapomnieć o tobie i poukładać sobie tam nowe życie. No i mam swoje nowe życie. Życie, które nie ma głębszego sensu. Takie pozbawione miłości i wielu uczuć. Teraz rozwija się  tylko moja kariera. Owszem mam tutaj świetnych przyjaciół- Roberta, Marco i wielu innych, ale to nie zastąpi mi ciebie. Umawiałem, a przynajmniej próbowałem umawiać się na randki. Ale te dziewczyny, to nie to samo...
    Co mogę ci teraz powiedzieć...hmm...Napisałem ten list, żebyś wiedziała że nadal cię kocham. Kochałem, kocham i kochać będę. Wiem, nie ma już dla nas szans. Ja jestem w Dortmundzie, a ty gdzieś w Polsce. Masz pewnie cudownego, kochającego męża i może nawet masz dzieci(?) Zapewne cała twoja rodzina jest świetna. Życzę ci więc wszystkiego co dobre i szczęścia, bo naprawdę na nie zasługujesz,
Kocham cię,
Mario


Przetarłam cieknące po moich policzkach łzy i ponownie spojrzałam na kartkę, wzdychając. Czemu  nie powiedział mi tego wcześniej? W zasadzie czułam, że moje uczucie do niego to też coś więcej niż przyjaźń, ale potem wyjechał ...
- Mamo - zawołał Kubuś - Chodź do nas. Płakałaś ? - zapytał. podchodząc bliżej
- Nie, synku, to nic takiego - powiedziałam przecierając łzy i uśmiechając się.
Spojrzałam po raz ostatni na kartkę, zgniotłam ją i poszłam wraz z synkiem do naszego domu...

SARA

mam nadzieję, że imagin nie zanudził ;) nie wiem co zrobić z dalszymi częściami Messiego, nie mam kiedy ich dodać, a chciałam, żeby było więcej niż 3 części. Nie pogniewacie się jak dodam je gdy wrócę - w sierpniu lub gdy jakimś cudem uchwycę na wyjeździe wi-fi ? Dzięki za komentarze! Kocham Was.!

Zaczarowani