niedziela, 1 listopada 2015

Ze względu na rozpoczęcie roku, aklimatyzacje w nowym miejscu nie dawałam znaku życia, myślałam, że po jakimś czasie znajdę chwilę wolnego by coś napisać na bloggera - myliłam się. Zaczynam nowy etap w życiu w związku z czym niestety muszę pożegnać się z bloggerem. Wszystkie wiele dla mnie znaczycie, wierzcie mi. Tak samo jak wszystkie komentarze od Was, te chwile kiedy wchodziłam i czytałam tyle miłych słów, to było naprawdę cudowne! I chce Wam za to naprawdę podziękować, jak również przeprosić za każdą nieobecność. Jednak teraz dopadam laptopa tylko by dalej się uczyć, nie mam kiedy się wyspać co tu wiele mówić o czasie na pisanie. Czy kiedyś wrócę? Wątpię. W każdym razie przekazuję wszystkie swoje blogi wraz z kontem (tudzież, e-mail, oraz snapa ze względu na nazwę) nowej autorce. Mam nadzieję, że ją polubicie! Tymczasem zostawiam Was misie, pozdrawiam cieplutko i życzę Wam wszystkiego dobrego 😘💕🐻💞 Do zobaczenia kiedyś! :) 


poniedziałek, 10 sierpnia 2015

#55. WOJCIECH SZCZĘSNY



-Tak niesamowicie gorąco nie było chyba jeszcze nigdy. – jęknął Ashley, kiedy wylegiwaliśmy się na leżakach w jego ogrodzie. Tak, ten Ashley. Ashley Cole, defensor AS Romy. Często spędzałam z nim czas z prostej przyczyny – był moim jedynym bratem.
-Mieszkasz w upalnej Italii od dawna, jeszcze nie przywykłeś? – zaśmiałam się. Jak przystało młodszej siostrze, wbiłam palec pod jego żebro, prowokując go tym samym do wojny.
-[T.I.], jesteś okropna! – krzyknął, masując się w miejscu uderzenia. Po chwili zwlókł się leniwie z leżaka i stanął nade mną tak, że zasłonił mi słońce, i uparcie trwał w takiej pozycji z rękoma skrzyżowanymi na piersiach.
Chciałam już wstać i rozpocząć bitwę, jednak kiedy zmieniałam pozycję z leżącej na siedzącą, starszy brat wziął mnie na ręce i bez skrupułów wrzucił do basenu pełnego nagrzanej przez słońce wody. W międzyczasie, w ogrodzie, niezauważony przez Ashley’a, pojawił się bramkarz klubu, Wojtek Szczęsny, który zaczaił się za obrońcą i jednym sprytnym ruchem popchnął swojego przyjaciela do wody. Mina mojego brata po wynurzeniu się była bezcenna, oboje zanosiliśmy się ze śmiechu. Piłkarz pomógł mi wyjść z basenu, następnie wyciągnął rękę w stronę kolegi z drużyny, również w celu udzielenia mu pomocy. Stało się jednak to, czego się spodziewałam, nie zdążyłam jednak ostrzec Szczęsnego, gdyż zanim otworzyłam usta, by coś powiedzieć, ten dławił się już wodą.
-Ashley, idioto! – krzyknął oburzony Wojtek, wydostając się z basenu.
Podałam mu ręcznik, po czym usiadłam na leżaku.
Po chwili goalkeeper usiadł obok mnie. – Muszę wam coś powiedzieć! – krzyknął entuzjastycznie. – Chyba znalazłem swój ideał.
Wychodzący z wody Cole, z wrażenia spadł z drabinki. Podpłynął do ścianki, wsparł się na niej łokciami i spojrzał podejrzliwie na przyjaciela. – Ciężko mi w to uwierzyć. Twój ideał zmienia się średnio co kwartał.
-Tym razem to coś wyjątkowego. – westchnął, patrząc w nieokreślony punkt w oddali.
Cóż, chyba przyszedł czas na wtajemniczenie was w relacje między mną a Szczęsnym. A więc. Znamy się stąd, że mój brat i on to dobrzy przyjaciele. Kiedyś byliśmy parą, jednak wszystko się skończyło z prostej przyczyny – nie przetrwaliśmy próby, jaką stała się odległość. Długo nie mieliśmy ze sobą kontaktu, a do Rzymu przyjechał zupełnie odmieniony. Zaobserwowałam, że zaczął bawić się kobietami, zmieniał partnerki tak często, że nie nadążałam za ich imionami. Tak, wszystko dokładnie śledziłam. Każdy jego związek mnie bolał, bo mimo że nie chciałam, nadal coś do niego czułam. I teraz też tak jest. Tak się cieszę, kiedy odwiedza mojego brata, choć wiem, że już od dawna nic dla niego nie znaczę. Skąd wiem? To widać. Nie patrzy na mnie tak, jak patrzył kiedyś. Nie przytula mnie na pożegnanie, nie pamięta o moich urodzinach. To takie proste gesty, a można odczytać z nich wszystko.
Westchnęłam znudzona, przeciągając się leniwie. – Mam ochotę na spacer. – rzuciłam, bez nadziei na to, że któremuś z piłkarzy ten pomysł przypadnie do gustu.
-Idziemy? – odezwał się Wojtek. A jednak!
Zerwałam się z leżaka z szerokim uśmiechem. – Jasne!
-Co powiesz na wizytę na Stadio Olimpico? – poruszył brwiami. Dobrze wiedział, że uwielbiam to miejsce. Nie musiałam mu nawet odpowiadać. Po prostu złapałam go za rękę i wybiegliśmy z ogródka Cole’a.
-Dzięki za zaproszenie, ale jestem zmęczony! – Ashley krzyknął ironicznie.
Zaśmialiśmy się i ruszyliśmy w kierunku stadionu klubu AS Roma. Promienie słoneczne dawały się we znaki – już po chwili spaceru byliśmy wykończeni.
-Czy my jesteśmy już w piekle? – zapytał Wojtek.
-Już? – zachichotałam. – A więc to tam się wybierasz!
-Wezmę cię ze sobą. – puścił oczko.
Po około kwadransie byliśmy na miejscu. Teren wokół kolosalnego Stadio Olimpico świecił pustkami. Dziwne. Zwykle kręci się tu mnóstwo ludzi, a szczególnie w niedzielne popołudnie, takie, jak dziś. Nie narzekałam na taki stan rzeczy, miło było oglądać stadion w zupełnej ciszy.
Westchnęłam. – Moja miłość do tego miejsca rośnie w siłę każdego dnia.
-Chodźmy do środka.
Wnętrze świątyni kibiców Romy robiło ogromne wrażenie. Zapach murawy napawał mnie spokojem, koił stres, równał oddech i rytm serca, które przyspieszało w obecności piłkarza.
Usiedliśmy na plastikowych krzesełkach, rozglądając się po stadionie.
-Mogłabym spędzić tu całe życie.
-Jesteś tu prawie codziennie! – zaśmiał się Szczęsny. – To twój drugi dom.
Uśmiechnęłam się do niego serdecznie. – Opowiedz mi o twoim nowym ideale. – poruszyłam zabawnie brwiami.
-Okej! - piłkarz zmierzył mnie wzrokiem i zaczął. – Mój ideał jest wyjątkowy. Ma długie, kręcone blond włosy, duże, brązowe oczy, ma jasną karnację i mały, lekko zadarty nosek. Jej zarumienione policzki sprawiają wrażenie, że jest nieśmiała, ale to nieprawda. Jej głębokie spojrzenie przyprawia mnie o dreszcze, a  uśmiech sprawia, że moje serce szaleje. – kąciki jego ust mimowolnie uniosły się. – Jest szczupła, ma długie nogi, idealną figurę. Jest doskonała w każdym calu… - westchnął, chwytając moją dłoń. – Ma na imię [T.I.] i mam to szczęście być tutaj teraz tylko z nią.
W tym momencie mój organizm oszalał. Serce zaczęło pompować krew dwa razy szybciej, nie potrafiłam oddychać miarowo, jednak tym szybko zajął się Wojtek. Ujął w dłonie moją twarz i spojrzał w moje oczy, które wypełniły się łzami. Łzami niesamowitego szczęścia. Powoli zbliżył się do mnie. Czułam na wargach jego ciepły oddech, aż w końcu piłkarz złączył nasze usta w delikatnym pocałunku.
-Cały czas dobrze wiedziałeś, że mimo tego co działo się między nami, nadal coś do ciebie czuję, co? – zapytałam, ośmielona jego pocałunkiem, którego tak mi brakowało…
-To prawda. Lecisz na mnie od zawsze.
Uderzyłam go w ramię. – To ty lecisz na mnie! – odparłam, udając oburzenie.
-Nie da się ukryć. – uśmiechnął się do mnie szeroko, po czym delikatnie ucałował mój policzek.


Z dedykacją dla Neymarzete :) 

Co od siebie - witam po długiej przerwie! Mam nadzieję, że się spodoba i szybko wrócę do formy.
-Cule de FCB

poniedziałek, 13 lipca 2015

#54. Marco Reus

Leżymy na łóżku, zatapiam się w tej chwili. Słucham jego delikatnego oddechu, zastanawiam się czy bez niego mogłabym jeszcze żyć. Spoglądam na niego, jego idealna twarz jest spokojna, nie zdradza żadnych emocji. Na tyle dobrze go znam, aby wiedzieć że jest odprężony. Czuję jak delikatnie gładzi moje ramie swoją dłonią. Dostaję od tego gęsiej skórki. Myślę co by było gdyby go tu nie było. Co by było gdybyśmy się nigdy nie poznali? Spoglądam na zegarek. Uśmiecham się i wstaję, patrzę na niego. On podnosi się na łokciach.
- Dokąd idziesz? - Pyta zdziwiony. Widzę, że nie chce aby ta chwila minęła.
- Zaraz masz trening.- Mówię wskazując głową zegar wiszący naprzeciw łóżka.
- Nie do końca.- Przygryzam dolną wargę. Nienawidzę gdy się tak uśmiecha. Sam wstaje z łóżka i podchodzi do mnie.
- Jak nie do końca? - Pytam zdziwiona patrząc mu głęboko w oczy. Są piękne, ich głęboka zieleń wydaje się błyszczeć niczym milion diamentów. Jest podekscytowany, zastanawiam się dlaczego.- Co ty planujesz?
- Sama zobaczysz.- Odpowiada tajemniczo i idzie do łazienki. Kręcę głową, zastanawiając się co znowu wymyślił. Po chwili wraca z białym ręcznikiem na biodrach.Chwilę stoi przy szafie wybierając ubrania.
- Powiesz mi o co chodzi? - Ponawiam pytanie licząc na odpowiedź. Odwraca się powoli i spogląda na mnie niewinnym wzrokiem.
- O nic nie chodzi kochanie, ale ubierz się wygodnie.- Przewracam oczami i podchodzę do niego, zbywa mnie uśmiechem i wraca do łazienki. Prycham głośno, aby usłyszał. Kwituje to śmiechem i po chwili wychodzi gotowy.
- Twoja kolej, zajmę się śniadaniem.- Rzuca, a ja podchodzę bliżej szafy. 'Ubierz się wygodnie' przypominam sobie jego słowa i przewracam ubrania w szafie. Wyjmuję ciemnoszare spodnie od dresu z białym znaczkiem Nike na biodrze, do tego dobieram białą koszulkę. Idę do łazienki, gdzie biorę prysznic, maluję się oraz ubieram. Uśmiecham się do swojego odbicia i zastanawiam co znowu wymyślił Marco. Schodzę na dół po schodach, wodzona kuszącym zapachem. W kuchni widzę farbowanego blondyna kładącego na stole talerz z goframi.
- Chcesz żebym się roztyła? - Pytam siadając na krześle.
- Ja? Gdzieżbym śmiał.- Uśmiecha się. Wywracam oczami i biorę jednego gofra z talerza. Odłamuje kawałeczek i wsadzam do ust.
- Jak zwykle pyszne!
- Przecież wiem.- Cicho się śmieje po czym sięga po kubek, przechyla go i dopija swoją kawę. - Jesteś gotowa? - Pyta patrząc mi prosto w oczy. W takich chwilach tracę rozum. Czuję się, jakby zaglądał do mojej duszy.
- Jestem.- Odpowiadam. - Skoczę tylko po okulary i możemy wychodzić.- Marco kiwa głową na znak, że zrozumiał i udaje się do przedpokoju, gdzie zakłada na siebie bluzę. Ja idę do drugiego pokoju, gdzie leżą moje oraz jego okulary. Bez namysłu biorę dwie pary i udaję się do wyjścia. Po chwili siedzę już obok niego na przednim siedzeniu. Po chwili czuję piasek pod powiekami, opieram się o szybę i zasypiam.
- Moja mała księżniczka się obudziła.- Kwituje mój ukochany gdy się budzę. Lekko przecieram oczy i rozglądam się wokoło.
- Możesz mi powiedzieć, co my robimy na A1? - Pytam widząc znajomą trasę.
- Jak widzisz jedziemy. - Odpowiada uśmiechając się pod nosem. Gdzie ty mnie wywozisz?
- Jeszcze się nie domyślasz? - Kręcę głową z niedowierzaniem i wyglądam przez okno.
- Długo spałam? - Patrzę na niego, gdy przyśpiesza. Spogląda na zegarek. - Niecałe dwie godziny. Źle spałaś w nocy? - Na jego twarz wkrada  się kpiący uśmieszek. Kręcę jedynie głową z niedowierzaniem i przymykam powieki.
Czuję dotyk na swoim ramieniu, otwieram oczy i widzę uśmiechniętego mężczyznę. Stoi przy mnie i czeka, aż się obudzę.
- Jesteśmy na miejscu? - Zerkam za niego, ale widzę jedynie niewielki szary budynek, a przed nim kilka samochodów.
- Żartujesz? - Podaje mi rękę, abym mogła wysiąść.- Jeszcze około dwóch godzin. Może trochę więcej.
- Szczerze mówiąc ulżyło mi.- Cicho się śmieję i wysiadam. Staję obok Marco i delikatnie opieram się o jego ramie. Chwilę spacerujemy głęboko oddychając. Nic nie mówimy, ale trzymamy się za ręce, to wystarczy. Po chwili zauważam, że mój towarzysz patrzy na niebo.
- Co jest?
- A czy musi coś być? - Pyta obejmując mnie. Wzdycham i wtulam się w jego tors. Słodkie perfumy mnie odurzają. Czuję jak bije jego serce, jego spokojny rytm lekko mnie uspokaja. Czemu ja się stresuję? Przecież to z nim jestem, z nim nic mi nie grozi. Ganię się w myślach za swoje wcześniejsze podejrzenia i spoglądam na niego. Przygląda mi się z uśmiechem. Ponownie wzdycham i wsiadam do samochodu. Marco robi to samo.
- Już się domyśliłaś dokąd jedziemy? - Dopytuje Reus ruszając.
- Może.- Odpowiadam tajemniczo i wyglądam za okno.
Kilka godzin później wreszcie wjeżdżamy do miasta. Poznaję je bez trudu. Tutaj się poznaliśmy. Spoglądam na niego ukradkiem, trzyma ręce na kierownicy bacznie przyglądając się trasie. Jest lekko spięty, żyły na rękach są dobrze widoczne. Zaczynam się martwić. 
- Wszystko w porządku Marco? - Nie odrywa wzroku od drogi, kiwa głową, ale nic nie mówi. Uznaję, że po prostu jest skupiony i ponownie wyglądam przez okno. Mijamy piękne budynki, nie myślę o niczym ważnym, odprężam się. Wiem dokąd zmierzamy i to mnie uspokaja. Po niecałej godzinie wysiadamy. Ściemnia się, ale to nie zmienia faktu, że hotel robi na nas wrażenie. Marco łapie mnie za rękę i z uśmiechem prowadzi do środka. Recepcjonistka zdaje się tylko na nas czekać, podaje nam kartę do pokoju i odprowadza wzrokiem. Już czuję jutrzejsze plotki, ale nie przejmuje się tym. Udajemy się na górę, podróż nas wyczerpała, prawie natychmiast zasypiamy.
Następnego dnia budzę się pierwsza, Marco jeszcze smacznie śpi przytulony do poduszki. Uśmiecham się na ten widok, wstaję z łóżka i podchodzę do okna. Odsłaniam grubą zasłonę i podziwiam krajobraz, czuję się jakby ta chwila trwała całą wieczność, jednak mija tylko kilka minut. Z rozmyślań wyrywa mnie Reus lekko całujący moją szyję. 
- Ubierz się wygodnie.- Powtarza wczorajszą kwestię, a ja wzdycham ciężko. Nie wiem co planuje, ale przeraża mnie wizja wielogodzinnego chodzenia, jednak robię to o co prosił. Godzinę później wychodzimy z hotelu w pełni gotowi i udajemy się w kierunku wydm. Wiedziałam, że mi to zrobi-myślę, ale grzecznie za nim idę. Kiedy wchodzimy do lasu łapie mnie za rękę i zaczyna żartować. Uśmiecham się do niego. Jest niczym małe dziecko. Zdaje sobie sprawę, że dlatego tak bardzo go kocham. Idziemy wolno, nigdzie się nie spieszymy, dlatego do wydm docieramy po ponad dwóch godzinach. Tam Marco bierze mnie na ręce i chwilę niesie. Śmieje się z niego, a starsze pary patrzą na nas z uśmiechem dyskretnie łapiąc się za ręce. Cieszy mnie to. Czuje, że jestem szczęśliwa. Marco po chwili siada na piasku usadzając sobie mnie na kolanach. 
- Jak dobrze wiesz dziś jest nasza trzecia rocznica.- Szepczę mi do ucha. Kiwam głową na znak, że pamiętam, więc kontynuuje.- Kiedy pierwszy raz Cię spotkałem, nie wiedziałem co myśleć. Wyłoniłaś się z tłumu sprawiając, że serce mi zamarło. Byłaś tak cholernie piękna.- Uśmiecham się i przypominam sobie chwilę kiedy przyłapuję go na gapieniu się na mnie.- Potem zaczęliśmy rozmawiać, okazałaś się cudowna. Wiecznie miła, opanowana kiedy trzeba, ale również zadziorna, co najbardziej w Tobie kocham. Potrafisz sprawić że mój dzień staje się lepszy. Każdy dzień bez Ciebie jest dniem straconym, a ja nie chce ich tracić rozumiesz? Dlatego [T.I]*, kochanie, wyjdziesz za mnie? - Czuję jak ciepłe łzy spływają mi po policzkach, wiatr rozwiewa moje włosy a Marco patrzy na mnie wyczekująco. Kiwam głową i całuję go. 
- Tak.- Szepczę i przytulam do niego. 

LANA



[T.I] - Twoje imię (tak tylko przypominam jakby ktoś zapomniał ;))



Tak więc, po raz kolejny się tłumaczę :)) Sprawy potoczyły się inaczej niż planowałam (a to ci niespodzianka) i musiałam poświęcić czas na uporządkowanie ich, ale wracam :) Do ekipy dołączyła świetna bloggerka, co mam nadzieję usprawni naszą pracę jednak niczego nie obiecuję, gdyż z dziewczynami kontakt mam jedynie przez internet :)

Co do imagina, Reus, długo wyczekiwany, ale jest! Pisałam go dosyć długo, ale nie powiem, że jestem dumna z efektu :') Mam nadzieję, że chociaż częściowo wynagrodzi Wam długo przerwę :)


+ zapraszam :) http://forever-marco-reus.blogspot.com/

środa, 4 marca 2015

Prośba

Hej kochani! ♥
Przepraszam, że post pojawia się dopiero teraz, ale miałam nawał obowiązków i po prostu nie miałam czasu ani motywacji tu zaglądać, z współpracowniczkami całkiem straciłam kontakt, przez co nwm co dalej z blogiem, postaram się tu pisać raz na jakiś czas, ale nie obiecuję, że będzie to bardzo często. Niestety czeka mnie jeszcze dużo pracy do wakacji :) Całkiem straciłam rachubę w przeczytanych blogach, stąd moja prośba do Was, jeśli ktoś ma bloga i chce żebym go przeczytała (staram się komentować każdy rozdział i oczywiście jeśli blog mi się podoba leci follow :)) niech napisze tu komentarz bądź podeśle mi link na priv ;) 
Pozdrawiam ;) 

LANA

Zaczarowani