piątek, 30 sierpnia 2013

#40. Łukasz Piszczek / cz.1



Otworzyłem oczy i poczułem niemały chłód, który natychmiast mnie ogarnął. Nie wiedziałem gdzie jestem. Powoli wstałem, odwróciłem się i prawie zemdlałem. Na tym dziwnym metalowym stole leżało moje ciało, ale jak skoro stoję? Spojrzałem na siebie, miałem na sobie to co kiedy rano wyszedłem z domu. Moje ciało było blade i wyglądało po prostu koszmarnie. Byłem cały pokaleczony, posiniaczony i wyglądałem jakby coś mnie przygniotło. Ja... Nie żyłem... Boże... Ja umarłem a stoję... Ja byłem duchem? Świadomość tego dotarła do mnie dopiero po chwili. Co się ze mną stało? Dlaczego ja? Co z [T.I]? Czy ona już wie? Jak ona na to zareagowała, jeśli wie?  Tyle pytań żadnych odpowiedzi... Czułem się zdezorientowany. Usiadłem obok mojego ciała i nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Siedziałem w kostnicy sam i do tego nie żyłem! Świetnie. Nagle drzwi się otworzyły i do Sali weszło dwóch mężczyzn w kitlach. Nie wiedziałem czy mnie zobaczą, ale nie miałem nawet czasu żeby się schować. Jeden z mężczyzn przeszedł zaraz koło mnie nie zwracając na mnie uwagi. Czyli byłem niewidzialny?
- O mój Boże! Przecież to Łukasz Piszczek! – Zawołał jeden z lekarzy patrząc na moje ciało.
- Tak. – Odpowiedział drugi spoglądając na niego.
- Co mu właściwie się stało?
- Nie przyjemna sprawa. – Powiedział patrząc zmartwiony na zwłoki. Moje zwłoki. Chyba zaraz zwymiotuję.  – Podczas powrotu z treningu został potrącony przez tira. Stracił panowanie nad kierownicą i wpadł na drzewo. Zmarł na miejscu. Został po prostu zmiażdżony. A szkoda, dobry człowiek i szkoda jego narzeczonej.
- Tej bruneteczki, która czeka na zewnątrz?
- Tak. Widać, że naprawdę się kochali. Powiedziała, że chce zobaczyć ciało. Nie najlepszy pomysł, zostanie jej trauma do końca życia, ale skoro chce to nie mamy wyjścia. Dobrze, że są z nią chłopaki z klubu. Inaczej chyba nie dałaby rady. – Lekarz potarł delikatnie czoło i uśmiechnął do kolegi.
- Wspaniali z nich przyjaciele. – Posmutniał. – Szkoda mi ich. Taka strata.
Rzucili okiem jeszcze raz na moje zwłoki i wyszli. Załapałem się i wyszedłem za nimi. Na korytarzu byli chłopaki z drużyny i moja [T.I]. Siedziała przytulona do Kuby i płakała.
- Cicho, [T.I], cicho. Łukasz by nie chciał żebyś płakała. Chciałby żebyś była szczęśliwa. – Kuba dobrze wiedział, czego chciałem. Nie mogłem pozwolić, żeby [T.I] była nieszczęśliwa przez całe życie. Chciałem żeby ułożyła sobie życie beze mnie.  Podniosła wzrok i spojrzała na niego z mordem w oczach.
- Ja bez niego nie będę szczęśliwa! To mój ukochany! Mężczyzna mojego życia! Kocham go! – Krzyczała przez łzy, patrząc na niego z bólem.
- Też cię kocham. – Wyrwało mi się zanim zdążyłem się powstrzymać.
- Łukasz? – Spytała cichutko. Marco  który stał obok mnie wzdrygnął się.
- Wy też to słyszeliście? – spytał Kuba podnosząc wzrok wprost na mnie. 
- Nie? Wariujesz stary. – Rzekł Mario wstał, poklepał kolegę po ramieniu.
- Ale ja słyszałam. – Powiedziała [T.I] wstając. – On nie może tak po prostu umrzeć! On musi żyć! On nie może mnie zostawić! – Krzyczała chodząc w kółko. 
- [T.I], uspokój się. – Powiedział Kuba.
- Nie! – Krzyknęła i wybiegła. Poszedłem za nią. Biegła przed siebie prawie pół godziny. Wpadła do naszego mieszkania i zaczęła płakać. Złapała moją bluzę i się do niej przytuliła.
- Łukasz! Dlaczego mnie zostawiłeś?! No dlaczego?! Ja sobie nie dam bez ciebie rady! – Krzyczała przytulając do szarego materiału.
- Dasz. [T.I]. Dasz sobie radę beze mnie. – Powiedziałem i kucnąłem obok niej. Podniosła wzrok i krzyknęła.
- Łukasz! Jezu Chryste! Ty żyjesz! – wrzasnęła i próbowała mnie przytulić, ale przeleciała przeze mnie i upadła na podłogę.
- Właśnie widzisz [T.I] ja jestem...
- Duchem! –wrzasnęła i wybiegła z pokoju.
- Przecież cię nie skrzywdzę! To ja Łukasz!
Wróciła do mnie i uśmiechnęła jaki kiedyś.
- Czemu? Łukasz czemu odszedłeś? – spytała ze łzami w oczach. – Czemu mnie zostawiłeś?! Tak cię kocham!
- [T.I] też Cię kocham, ale ja nie miałem na to wpływu. – Nagle poczułem coś dziwnego. Coś jakby niepokój pomieszany z przeczuciem, że coś się stanie. Coś złego... Wtedy obydwoje usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Zanim zdołałem cokolwiek powiedzieć czy zrobić [T.I] pobiegła otworzyć. Usłyszałem tylko jej krzyk... 

LANA

Sama nie wiem co o tym myśleć... Pozostawiam go waszej ocenie. Komentarz = szacunek do autora. 

8 komentarzy:

  1. Cudowny! <3 Oby jej się nic nie stało :)
    Czekam na kolejny! Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy! :)
    Ciekawy pomysł :)
    Pozdrawiam,
    Ruda :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny:)
    CZekam na kolejny z niecierpliwością ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Boskie cudow po prostu idealne
    Pięknie piszesz :)
    Czekam na ciąg dalszy

    OdpowiedzUsuń
  5. super już nie mogę doczekać się następnej części pisz szybko :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciekawie się zapowiada ;)
    Świetny! Czekam na kolejny.
    Mam nadzieję, że nic jej nie będzie...
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. był świetny, szkoda że taki krótki. czekam już na następny!

    OdpowiedzUsuń
  8. Strasznie intrygująco kończy się ta część. A na dodatek - sam pomysł - jest taki niespotykany. No bo historia opowiedziana z perspektywy ducha - jejku - piękne, ale w jakiś sposób troszkę przerażające O.o

    OdpowiedzUsuń

Zaczarowani