-Tak niesamowicie gorąco nie
było chyba jeszcze nigdy. – jęknął Ashley, kiedy wylegiwaliśmy się na leżakach
w jego ogrodzie. Tak, ten Ashley. Ashley Cole, defensor AS Romy. Często
spędzałam z nim czas z prostej przyczyny – był moim jedynym bratem.
-Mieszkasz w upalnej Italii od dawna,
jeszcze nie przywykłeś? – zaśmiałam się. Jak przystało młodszej siostrze,
wbiłam palec pod jego żebro, prowokując go tym samym do wojny.
-[T.I.], jesteś okropna! –
krzyknął, masując się w miejscu uderzenia. Po chwili zwlókł się leniwie z
leżaka i stanął nade mną tak, że zasłonił mi słońce, i uparcie trwał w takiej
pozycji z rękoma skrzyżowanymi na piersiach.
Chciałam już wstać i rozpocząć bitwę,
jednak kiedy zmieniałam pozycję z leżącej na siedzącą, starszy brat wziął mnie
na ręce i bez skrupułów wrzucił do basenu pełnego nagrzanej przez słońce wody.
W międzyczasie, w ogrodzie, niezauważony przez Ashley’a, pojawił się bramkarz
klubu, Wojtek Szczęsny, który zaczaił się za obrońcą i jednym sprytnym ruchem
popchnął swojego przyjaciela do wody. Mina mojego brata po wynurzeniu się była
bezcenna, oboje zanosiliśmy się ze śmiechu. Piłkarz pomógł mi wyjść z basenu,
następnie wyciągnął rękę w stronę kolegi z drużyny, również w celu udzielenia
mu pomocy. Stało się jednak to, czego się spodziewałam, nie zdążyłam jednak
ostrzec Szczęsnego, gdyż zanim otworzyłam usta, by coś powiedzieć, ten dławił
się już wodą.
-Ashley, idioto! – krzyknął
oburzony Wojtek, wydostając się z basenu.
Podałam mu ręcznik, po czym
usiadłam na leżaku.
Po chwili goalkeeper usiadł
obok mnie. – Muszę wam coś powiedzieć! – krzyknął entuzjastycznie. – Chyba
znalazłem swój ideał.
Wychodzący z wody Cole, z
wrażenia spadł z drabinki. Podpłynął do ścianki, wsparł się na niej łokciami i
spojrzał podejrzliwie na przyjaciela. – Ciężko mi w to uwierzyć. Twój ideał
zmienia się średnio co kwartał.
-Tym razem to coś wyjątkowego.
– westchnął, patrząc w nieokreślony punkt w oddali.
Cóż, chyba przyszedł czas na
wtajemniczenie was w relacje między mną a Szczęsnym. A więc. Znamy się stąd, że
mój brat i on to dobrzy przyjaciele. Kiedyś byliśmy parą, jednak wszystko się
skończyło z prostej przyczyny – nie przetrwaliśmy próby, jaką stała się
odległość. Długo nie mieliśmy ze sobą kontaktu, a do Rzymu przyjechał zupełnie
odmieniony. Zaobserwowałam, że zaczął bawić się kobietami, zmieniał partnerki
tak często, że nie nadążałam za ich imionami. Tak, wszystko dokładnie
śledziłam. Każdy jego związek mnie bolał, bo mimo że nie chciałam, nadal coś do
niego czułam. I teraz też tak jest. Tak się cieszę, kiedy odwiedza mojego
brata, choć wiem, że już od dawna nic dla niego nie znaczę. Skąd wiem? To
widać. Nie patrzy na mnie tak, jak patrzył kiedyś. Nie przytula mnie na
pożegnanie, nie pamięta o moich urodzinach. To takie proste gesty, a można
odczytać z nich wszystko.
Westchnęłam znudzona,
przeciągając się leniwie. – Mam ochotę na spacer. – rzuciłam, bez nadziei na
to, że któremuś z piłkarzy ten pomysł przypadnie do gustu.
-Idziemy? – odezwał się Wojtek.
A jednak!
Zerwałam się z leżaka z
szerokim uśmiechem. – Jasne!
-Co powiesz na wizytę na Stadio
Olimpico? – poruszył brwiami. Dobrze wiedział, że uwielbiam to miejsce. Nie
musiałam mu nawet odpowiadać. Po prostu złapałam go za rękę i wybiegliśmy z ogródka
Cole’a.
-Dzięki za zaproszenie, ale
jestem zmęczony! – Ashley krzyknął ironicznie.
Zaśmialiśmy się i ruszyliśmy w
kierunku stadionu klubu AS Roma. Promienie słoneczne dawały się we znaki – już
po chwili spaceru byliśmy wykończeni.
-Czy my jesteśmy już w piekle?
– zapytał Wojtek.
-Już? – zachichotałam. – A więc
to tam się wybierasz!
-Wezmę cię ze sobą. – puścił
oczko.
Po około kwadransie byliśmy na
miejscu. Teren wokół kolosalnego Stadio Olimpico świecił pustkami. Dziwne.
Zwykle kręci się tu mnóstwo ludzi, a szczególnie w niedzielne popołudnie,
takie, jak dziś. Nie narzekałam na taki stan rzeczy, miło było oglądać stadion
w zupełnej ciszy.
Westchnęłam. – Moja miłość do
tego miejsca rośnie w siłę każdego dnia.
-Chodźmy do środka.
Wnętrze świątyni kibiców Romy
robiło ogromne wrażenie. Zapach murawy napawał mnie spokojem, koił stres,
równał oddech i rytm serca, które przyspieszało w obecności piłkarza.
Usiedliśmy na plastikowych
krzesełkach, rozglądając się po stadionie.
-Mogłabym spędzić tu całe życie.
-Jesteś tu prawie codziennie! –
zaśmiał się Szczęsny. – To twój drugi dom.
Uśmiechnęłam się do niego
serdecznie. – Opowiedz mi o twoim nowym ideale. – poruszyłam zabawnie brwiami.
-Okej! - piłkarz zmierzył mnie
wzrokiem i zaczął. – Mój ideał jest wyjątkowy. Ma długie, kręcone blond włosy,
duże, brązowe oczy, ma jasną karnację i mały, lekko zadarty nosek. Jej
zarumienione policzki sprawiają wrażenie, że jest nieśmiała, ale to nieprawda.
Jej głębokie spojrzenie przyprawia mnie o dreszcze, a uśmiech sprawia, że moje serce szaleje. –
kąciki jego ust mimowolnie uniosły się. – Jest szczupła, ma długie nogi,
idealną figurę. Jest doskonała w każdym calu… - westchnął, chwytając moją dłoń.
– Ma na imię [T.I.] i mam to szczęście być tutaj teraz tylko z nią.
W tym momencie mój organizm
oszalał. Serce zaczęło pompować krew dwa razy szybciej, nie potrafiłam oddychać
miarowo, jednak tym szybko zajął się Wojtek. Ujął w dłonie moją twarz i
spojrzał w moje oczy, które wypełniły się łzami. Łzami niesamowitego szczęścia.
Powoli zbliżył się do mnie. Czułam na wargach jego ciepły oddech, aż w końcu
piłkarz złączył nasze usta w delikatnym pocałunku.
-Cały czas dobrze wiedziałeś,
że mimo tego co działo się między nami, nadal coś do ciebie czuję, co? –
zapytałam, ośmielona jego pocałunkiem, którego tak mi brakowało…
-To prawda. Lecisz na mnie od
zawsze.
Uderzyłam go w ramię. – To ty
lecisz na mnie! – odparłam, udając oburzenie.
-Nie da się ukryć. – uśmiechnął
się do mnie szeroko, po czym delikatnie ucałował mój policzek.
Z dedykacją dla Neymarzete :)
Co od siebie - witam po długiej przerwie! Mam nadzieję, że się spodoba i szybko wrócę do formy.
-Cule de FCB