Ze względu na rozpoczęcie roku, aklimatyzacje w nowym miejscu nie dawałam znaku życia, myślałam, że po jakimś czasie znajdę chwilę wolnego by coś napisać na bloggera - myliłam się. Zaczynam nowy etap w życiu w związku z czym niestety muszę pożegnać się z bloggerem. Wszystkie wiele dla mnie znaczycie, wierzcie mi. Tak samo jak wszystkie komentarze od Was, te chwile kiedy wchodziłam i czytałam tyle miłych słów, to było naprawdę cudowne! I chce Wam za to naprawdę podziękować, jak również przeprosić za każdą nieobecność. Jednak teraz dopadam laptopa tylko by dalej się uczyć, nie mam kiedy się wyspać co tu wiele mówić o czasie na pisanie. Czy kiedyś wrócę? Wątpię. W każdym razie przekazuję wszystkie swoje blogi wraz z kontem (tudzież, e-mail, oraz snapa ze względu na nazwę) nowej autorce. Mam nadzieję, że ją polubicie! Tymczasem zostawiam Was misie, pozdrawiam cieplutko i życzę Wam wszystkiego dobrego 😘💕🐻💞 Do zobaczenia kiedyś! :)
Let's do it !
niedziela, 1 listopada 2015
poniedziałek, 10 sierpnia 2015
#55. WOJCIECH SZCZĘSNY
-Tak niesamowicie gorąco nie
było chyba jeszcze nigdy. – jęknął Ashley, kiedy wylegiwaliśmy się na leżakach
w jego ogrodzie. Tak, ten Ashley. Ashley Cole, defensor AS Romy. Często
spędzałam z nim czas z prostej przyczyny – był moim jedynym bratem.
-Mieszkasz w upalnej Italii od dawna,
jeszcze nie przywykłeś? – zaśmiałam się. Jak przystało młodszej siostrze,
wbiłam palec pod jego żebro, prowokując go tym samym do wojny.
-[T.I.], jesteś okropna! –
krzyknął, masując się w miejscu uderzenia. Po chwili zwlókł się leniwie z
leżaka i stanął nade mną tak, że zasłonił mi słońce, i uparcie trwał w takiej
pozycji z rękoma skrzyżowanymi na piersiach.
Chciałam już wstać i rozpocząć bitwę,
jednak kiedy zmieniałam pozycję z leżącej na siedzącą, starszy brat wziął mnie
na ręce i bez skrupułów wrzucił do basenu pełnego nagrzanej przez słońce wody.
W międzyczasie, w ogrodzie, niezauważony przez Ashley’a, pojawił się bramkarz
klubu, Wojtek Szczęsny, który zaczaił się za obrońcą i jednym sprytnym ruchem
popchnął swojego przyjaciela do wody. Mina mojego brata po wynurzeniu się była
bezcenna, oboje zanosiliśmy się ze śmiechu. Piłkarz pomógł mi wyjść z basenu,
następnie wyciągnął rękę w stronę kolegi z drużyny, również w celu udzielenia
mu pomocy. Stało się jednak to, czego się spodziewałam, nie zdążyłam jednak
ostrzec Szczęsnego, gdyż zanim otworzyłam usta, by coś powiedzieć, ten dławił
się już wodą.
-Ashley, idioto! – krzyknął
oburzony Wojtek, wydostając się z basenu.
Podałam mu ręcznik, po czym
usiadłam na leżaku.
Po chwili goalkeeper usiadł
obok mnie. – Muszę wam coś powiedzieć! – krzyknął entuzjastycznie. – Chyba
znalazłem swój ideał.
Wychodzący z wody Cole, z
wrażenia spadł z drabinki. Podpłynął do ścianki, wsparł się na niej łokciami i
spojrzał podejrzliwie na przyjaciela. – Ciężko mi w to uwierzyć. Twój ideał
zmienia się średnio co kwartał.
-Tym razem to coś wyjątkowego.
– westchnął, patrząc w nieokreślony punkt w oddali.
Cóż, chyba przyszedł czas na
wtajemniczenie was w relacje między mną a Szczęsnym. A więc. Znamy się stąd, że
mój brat i on to dobrzy przyjaciele. Kiedyś byliśmy parą, jednak wszystko się
skończyło z prostej przyczyny – nie przetrwaliśmy próby, jaką stała się
odległość. Długo nie mieliśmy ze sobą kontaktu, a do Rzymu przyjechał zupełnie
odmieniony. Zaobserwowałam, że zaczął bawić się kobietami, zmieniał partnerki
tak często, że nie nadążałam za ich imionami. Tak, wszystko dokładnie
śledziłam. Każdy jego związek mnie bolał, bo mimo że nie chciałam, nadal coś do
niego czułam. I teraz też tak jest. Tak się cieszę, kiedy odwiedza mojego
brata, choć wiem, że już od dawna nic dla niego nie znaczę. Skąd wiem? To
widać. Nie patrzy na mnie tak, jak patrzył kiedyś. Nie przytula mnie na
pożegnanie, nie pamięta o moich urodzinach. To takie proste gesty, a można
odczytać z nich wszystko.
Westchnęłam znudzona,
przeciągając się leniwie. – Mam ochotę na spacer. – rzuciłam, bez nadziei na
to, że któremuś z piłkarzy ten pomysł przypadnie do gustu.
-Idziemy? – odezwał się Wojtek.
A jednak!
Zerwałam się z leżaka z
szerokim uśmiechem. – Jasne!
-Co powiesz na wizytę na Stadio
Olimpico? – poruszył brwiami. Dobrze wiedział, że uwielbiam to miejsce. Nie
musiałam mu nawet odpowiadać. Po prostu złapałam go za rękę i wybiegliśmy z ogródka
Cole’a.
-Dzięki za zaproszenie, ale
jestem zmęczony! – Ashley krzyknął ironicznie.
Zaśmialiśmy się i ruszyliśmy w
kierunku stadionu klubu AS Roma. Promienie słoneczne dawały się we znaki – już
po chwili spaceru byliśmy wykończeni.
-Czy my jesteśmy już w piekle?
– zapytał Wojtek.
-Już? – zachichotałam. – A więc
to tam się wybierasz!
-Wezmę cię ze sobą. – puścił
oczko.
Po około kwadransie byliśmy na
miejscu. Teren wokół kolosalnego Stadio Olimpico świecił pustkami. Dziwne.
Zwykle kręci się tu mnóstwo ludzi, a szczególnie w niedzielne popołudnie,
takie, jak dziś. Nie narzekałam na taki stan rzeczy, miło było oglądać stadion
w zupełnej ciszy.
Westchnęłam. – Moja miłość do
tego miejsca rośnie w siłę każdego dnia.
-Chodźmy do środka.
Wnętrze świątyni kibiców Romy
robiło ogromne wrażenie. Zapach murawy napawał mnie spokojem, koił stres,
równał oddech i rytm serca, które przyspieszało w obecności piłkarza.
Usiedliśmy na plastikowych
krzesełkach, rozglądając się po stadionie.
-Mogłabym spędzić tu całe życie.
-Jesteś tu prawie codziennie! –
zaśmiał się Szczęsny. – To twój drugi dom.
Uśmiechnęłam się do niego
serdecznie. – Opowiedz mi o twoim nowym ideale. – poruszyłam zabawnie brwiami.
-Okej! - piłkarz zmierzył mnie
wzrokiem i zaczął. – Mój ideał jest wyjątkowy. Ma długie, kręcone blond włosy,
duże, brązowe oczy, ma jasną karnację i mały, lekko zadarty nosek. Jej
zarumienione policzki sprawiają wrażenie, że jest nieśmiała, ale to nieprawda.
Jej głębokie spojrzenie przyprawia mnie o dreszcze, a uśmiech sprawia, że moje serce szaleje. –
kąciki jego ust mimowolnie uniosły się. – Jest szczupła, ma długie nogi,
idealną figurę. Jest doskonała w każdym calu… - westchnął, chwytając moją dłoń.
– Ma na imię [T.I.] i mam to szczęście być tutaj teraz tylko z nią.
W tym momencie mój organizm
oszalał. Serce zaczęło pompować krew dwa razy szybciej, nie potrafiłam oddychać
miarowo, jednak tym szybko zajął się Wojtek. Ujął w dłonie moją twarz i
spojrzał w moje oczy, które wypełniły się łzami. Łzami niesamowitego szczęścia.
Powoli zbliżył się do mnie. Czułam na wargach jego ciepły oddech, aż w końcu
piłkarz złączył nasze usta w delikatnym pocałunku.
-Cały czas dobrze wiedziałeś,
że mimo tego co działo się między nami, nadal coś do ciebie czuję, co? –
zapytałam, ośmielona jego pocałunkiem, którego tak mi brakowało…
-To prawda. Lecisz na mnie od
zawsze.
Uderzyłam go w ramię. – To ty
lecisz na mnie! – odparłam, udając oburzenie.
-Nie da się ukryć. – uśmiechnął
się do mnie szeroko, po czym delikatnie ucałował mój policzek.
Z dedykacją dla Neymarzete :)
Co od siebie - witam po długiej przerwie! Mam nadzieję, że się spodoba i szybko wrócę do formy.
-Cule de FCB
poniedziałek, 13 lipca 2015
#54. Marco Reus
Leżymy na łóżku, zatapiam się w tej chwili. Słucham jego delikatnego oddechu, zastanawiam się czy bez niego mogłabym jeszcze żyć. Spoglądam na niego, jego idealna twarz jest spokojna, nie zdradza żadnych emocji. Na tyle dobrze go znam, aby wiedzieć że jest odprężony. Czuję jak delikatnie gładzi moje ramie swoją dłonią. Dostaję od tego gęsiej skórki. Myślę co by było gdyby go tu nie było. Co by było gdybyśmy się nigdy nie poznali? Spoglądam na zegarek. Uśmiecham się i wstaję, patrzę na niego. On podnosi się na łokciach.
- Dokąd idziesz? - Pyta zdziwiony. Widzę, że nie chce aby ta chwila minęła.
- Zaraz masz trening.- Mówię wskazując głową zegar wiszący naprzeciw łóżka.
- Nie do końca.- Przygryzam dolną wargę. Nienawidzę gdy się tak uśmiecha. Sam wstaje z łóżka i podchodzi do mnie.
- Jak nie do końca? - Pytam zdziwiona patrząc mu głęboko w oczy. Są piękne, ich głęboka zieleń wydaje się błyszczeć niczym milion diamentów. Jest podekscytowany, zastanawiam się dlaczego.- Co ty planujesz?
- Sama zobaczysz.- Odpowiada tajemniczo i idzie do łazienki. Kręcę głową, zastanawiając się co znowu wymyślił. Po chwili wraca z białym ręcznikiem na biodrach.Chwilę stoi przy szafie wybierając ubrania.
- Powiesz mi o co chodzi? - Ponawiam pytanie licząc na odpowiedź. Odwraca się powoli i spogląda na mnie niewinnym wzrokiem.
- O nic nie chodzi kochanie, ale ubierz się wygodnie.- Przewracam oczami i podchodzę do niego, zbywa mnie uśmiechem i wraca do łazienki. Prycham głośno, aby usłyszał. Kwituje to śmiechem i po chwili wychodzi gotowy.
- Twoja kolej, zajmę się śniadaniem.- Rzuca, a ja podchodzę bliżej szafy. 'Ubierz się wygodnie' przypominam sobie jego słowa i przewracam ubrania w szafie. Wyjmuję ciemnoszare spodnie od dresu z białym znaczkiem Nike na biodrze, do tego dobieram białą koszulkę. Idę do łazienki, gdzie biorę prysznic, maluję się oraz ubieram. Uśmiecham się do swojego odbicia i zastanawiam co znowu wymyślił Marco. Schodzę na dół po schodach, wodzona kuszącym zapachem. W kuchni widzę farbowanego blondyna kładącego na stole talerz z goframi.
- Chcesz żebym się roztyła? - Pytam siadając na krześle.
- Ja? Gdzieżbym śmiał.- Uśmiecha się. Wywracam oczami i biorę jednego gofra z talerza. Odłamuje kawałeczek i wsadzam do ust.
- Jak zwykle pyszne!
- Przecież wiem.- Cicho się śmieje po czym sięga po kubek, przechyla go i dopija swoją kawę. - Jesteś gotowa? - Pyta patrząc mi prosto w oczy. W takich chwilach tracę rozum. Czuję się, jakby zaglądał do mojej duszy.
- Jestem.- Odpowiadam. - Skoczę tylko po okulary i możemy wychodzić.- Marco kiwa głową na znak, że zrozumiał i udaje się do przedpokoju, gdzie zakłada na siebie bluzę. Ja idę do drugiego pokoju, gdzie leżą moje oraz jego okulary. Bez namysłu biorę dwie pary i udaję się do wyjścia. Po chwili siedzę już obok niego na przednim siedzeniu. Po chwili czuję piasek pod powiekami, opieram się o szybę i zasypiam.
- Moja mała księżniczka się obudziła.- Kwituje mój ukochany gdy się budzę. Lekko przecieram oczy i rozglądam się wokoło.
- Możesz mi powiedzieć, co my robimy na A1? - Pytam widząc znajomą trasę.
- Jak widzisz jedziemy. - Odpowiada uśmiechając się pod nosem. Gdzie ty mnie wywozisz?
- Jeszcze się nie domyślasz? - Kręcę głową z niedowierzaniem i wyglądam przez okno.
- Długo spałam? - Patrzę na niego, gdy przyśpiesza. Spogląda na zegarek. - Niecałe dwie godziny. Źle spałaś w nocy? - Na jego twarz wkrada się kpiący uśmieszek. Kręcę jedynie głową z niedowierzaniem i przymykam powieki.
Czuję dotyk na swoim ramieniu, otwieram oczy i widzę uśmiechniętego mężczyznę. Stoi przy mnie i czeka, aż się obudzę.
- Jesteśmy na miejscu? - Zerkam za niego, ale widzę jedynie niewielki szary budynek, a przed nim kilka samochodów.
- Żartujesz? - Podaje mi rękę, abym mogła wysiąść.- Jeszcze około dwóch godzin. Może trochę więcej.
- Szczerze mówiąc ulżyło mi.- Cicho się śmieję i wysiadam. Staję obok Marco i delikatnie opieram się o jego ramie. Chwilę spacerujemy głęboko oddychając. Nic nie mówimy, ale trzymamy się za ręce, to wystarczy. Po chwili zauważam, że mój towarzysz patrzy na niebo.
- Co jest?
- A czy musi coś być? - Pyta obejmując mnie. Wzdycham i wtulam się w jego tors. Słodkie perfumy mnie odurzają. Czuję jak bije jego serce, jego spokojny rytm lekko mnie uspokaja. Czemu ja się stresuję? Przecież to z nim jestem, z nim nic mi nie grozi. Ganię się w myślach za swoje wcześniejsze podejrzenia i spoglądam na niego. Przygląda mi się z uśmiechem. Ponownie wzdycham i wsiadam do samochodu. Marco robi to samo.
- Już się domyśliłaś dokąd jedziemy? - Dopytuje Reus ruszając.
- Może.- Odpowiadam tajemniczo i wyglądam za okno.
Kilka godzin później wreszcie wjeżdżamy do miasta. Poznaję je bez trudu. Tutaj się poznaliśmy. Spoglądam na niego ukradkiem, trzyma ręce na kierownicy bacznie przyglądając się trasie. Jest lekko spięty, żyły na rękach są dobrze widoczne. Zaczynam się martwić.
- Wszystko w porządku Marco? - Nie odrywa wzroku od drogi, kiwa głową, ale nic nie mówi. Uznaję, że po prostu jest skupiony i ponownie wyglądam przez okno. Mijamy piękne budynki, nie myślę o niczym ważnym, odprężam się. Wiem dokąd zmierzamy i to mnie uspokaja. Po niecałej godzinie wysiadamy. Ściemnia się, ale to nie zmienia faktu, że hotel robi na nas wrażenie. Marco łapie mnie za rękę i z uśmiechem prowadzi do środka. Recepcjonistka zdaje się tylko na nas czekać, podaje nam kartę do pokoju i odprowadza wzrokiem. Już czuję jutrzejsze plotki, ale nie przejmuje się tym. Udajemy się na górę, podróż nas wyczerpała, prawie natychmiast zasypiamy.
Następnego dnia budzę się pierwsza, Marco jeszcze smacznie śpi przytulony do poduszki. Uśmiecham się na ten widok, wstaję z łóżka i podchodzę do okna. Odsłaniam grubą zasłonę i podziwiam krajobraz, czuję się jakby ta chwila trwała całą wieczność, jednak mija tylko kilka minut. Z rozmyślań wyrywa mnie Reus lekko całujący moją szyję.
- Ubierz się wygodnie.- Powtarza wczorajszą kwestię, a ja wzdycham ciężko. Nie wiem co planuje, ale przeraża mnie wizja wielogodzinnego chodzenia, jednak robię to o co prosił. Godzinę później wychodzimy z hotelu w pełni gotowi i udajemy się w kierunku wydm. Wiedziałam, że mi to zrobi-myślę, ale grzecznie za nim idę. Kiedy wchodzimy do lasu łapie mnie za rękę i zaczyna żartować. Uśmiecham się do niego. Jest niczym małe dziecko. Zdaje sobie sprawę, że dlatego tak bardzo go kocham. Idziemy wolno, nigdzie się nie spieszymy, dlatego do wydm docieramy po ponad dwóch godzinach. Tam Marco bierze mnie na ręce i chwilę niesie. Śmieje się z niego, a starsze pary patrzą na nas z uśmiechem dyskretnie łapiąc się za ręce. Cieszy mnie to. Czuje, że jestem szczęśliwa. Marco po chwili siada na piasku usadzając sobie mnie na kolanach.
- Jak dobrze wiesz dziś jest nasza trzecia rocznica.- Szepczę mi do ucha. Kiwam głową na znak, że pamiętam, więc kontynuuje.- Kiedy pierwszy raz Cię spotkałem, nie wiedziałem co myśleć. Wyłoniłaś się z tłumu sprawiając, że serce mi zamarło. Byłaś tak cholernie piękna.- Uśmiecham się i przypominam sobie chwilę kiedy przyłapuję go na gapieniu się na mnie.- Potem zaczęliśmy rozmawiać, okazałaś się cudowna. Wiecznie miła, opanowana kiedy trzeba, ale również zadziorna, co najbardziej w Tobie kocham. Potrafisz sprawić że mój dzień staje się lepszy. Każdy dzień bez Ciebie jest dniem straconym, a ja nie chce ich tracić rozumiesz? Dlatego [T.I]*, kochanie, wyjdziesz za mnie? - Czuję jak ciepłe łzy spływają mi po policzkach, wiatr rozwiewa moje włosy a Marco patrzy na mnie wyczekująco. Kiwam głową i całuję go.
- Tak.- Szepczę i przytulam do niego.
LANA
[T.I] - Twoje imię (tak tylko przypominam jakby ktoś zapomniał ;))
Tak więc, po raz kolejny się tłumaczę :)) Sprawy potoczyły się inaczej niż planowałam (a to ci niespodzianka) i musiałam poświęcić czas na uporządkowanie ich, ale wracam :) Do ekipy dołączyła świetna bloggerka, co mam nadzieję usprawni naszą pracę jednak niczego nie obiecuję, gdyż z dziewczynami kontakt mam jedynie przez internet :)
Co do imagina, Reus, długo wyczekiwany, ale jest! Pisałam go dosyć długo, ale nie powiem, że jestem dumna z efektu :') Mam nadzieję, że chociaż częściowo wynagrodzi Wam długo przerwę :)
+ zapraszam :) http://forever-marco-reus.blogspot.com/
środa, 4 marca 2015
Prośba
Hej kochani! ♥
Przepraszam, że post pojawia się dopiero teraz, ale miałam nawał obowiązków i po prostu nie miałam czasu ani motywacji tu zaglądać, z współpracowniczkami całkiem straciłam kontakt, przez co nwm co dalej z blogiem, postaram się tu pisać raz na jakiś czas, ale nie obiecuję, że będzie to bardzo często. Niestety czeka mnie jeszcze dużo pracy do wakacji :) Całkiem straciłam rachubę w przeczytanych blogach, stąd moja prośba do Was, jeśli ktoś ma bloga i chce żebym go przeczytała (staram się komentować każdy rozdział i oczywiście jeśli blog mi się podoba leci follow :)) niech napisze tu komentarz bądź podeśle mi link na priv ;)
Pozdrawiam ;)
LANA
czwartek, 30 października 2014
Informacja
Witajcie kochane :)
Następny imagin jaki się tu pojawi będzie o Marco Reusie ponieważ mamy na niego najwięcej zamówień. :)) I proszę Was składajcie zamówienia w zakładce do tego przeznaczonej, ponieważ dużo łatwiej mi się liczy ilość zamówień na danego sportowca :) Więc prośby w komentarzach pod rozdziałami będą ignorowane. Jeśli chcecie coś przeczytać o danym piłkarzu macie mój numer GG, i zakładkę, także bardzo Was proszę piszcie tam, dziękuję xx Jak wspomniałam następny imagin będzie o Marco, bo jest go najwięcej w zamówieniach. A jeszcze następny zależy od Was xx Piszcie zamówienia, wszystkie postaram się zrealizować w miarę możliwości i czasu wolnego ;)) Także piszcie śmiało xx Pozdrawiam :*
LANA
poniedziałek, 22 września 2014
#53. Neymar
Imagina dedykuję Natalii :) *
Młoda brunetka siedziała na ciemnobeżowej sofie trzymając w rękach kubek z kawą. Było już dawno po trzeciej, a ona siedziała i wytrwale czekała na to aż jej miłość łaskawie wróci do domu. Niewiele po wybiciu czwartej usłyszała szczęk zamka. Poderwała się z miejsca podchodząc do drzwi. Cicho się przebierał zapewne po to, żeby jej nie obudzić. Jakież było jego zdziwienie, kiedy zobaczył dziewczynę opierającą się o futrynę.
Młoda brunetka siedziała na ciemnobeżowej sofie trzymając w rękach kubek z kawą. Było już dawno po trzeciej, a ona siedziała i wytrwale czekała na to aż jej miłość łaskawie wróci do domu. Niewiele po wybiciu czwartej usłyszała szczęk zamka. Poderwała się z miejsca podchodząc do drzwi. Cicho się przebierał zapewne po to, żeby jej nie obudzić. Jakież było jego zdziwienie, kiedy zobaczył dziewczynę opierającą się o futrynę.
- O [T.I]! Nie śpisz?
- Czekam na Ciebie.
Musimy porozmawiać Neymar. -
Udała się do salonu a zdezorientowany piłkarz zaraz za nią. – Oświecisz
mnie gdzie byłeś kochanie? – Rzuciła akcentując ostatnie słowo.
- U Leo!
- Oh tak, według Leo śpisz już od końca meczu, według Barty
jesteś w łazience i bierzesz prysznic, a według Pigue jesteście razem u niego i
pijecie. Reszta wersji chłopaków jest identyczna. Siedzisz obok niego, gracie w
fifę, a Ty akurat jesteś w łazience. Która wersja jest prawdziwa? – Zbladł. –
Otóż, kochanie mam dla Ciebie dwie wiadomości. Jedną złą drugą dobrą, od której
zacząć?
- Od tej dobrej? – Powiedział nieśmiało.
- Masz bardzo dobrych kumpli, a ta zła jest taka, że właśnie
dzisiaj straciłeś mnie. No chyba, że to jest dla Ciebie dobra wiadomość.
- O czym Ty mówisz?
- Zdradziłeś mnie! Nie dosyć, że dzisiaj nie wróciłeś na
noc, już nie pierwszy raz! Przymykałam oko! Jeszcze te wszystkie artykuły! –
Wybuchła patrząc jak jej chłopak, a raczej już były chłopak siedzi na sofie
trzymając łokcie na kolanach.
- Zrozum, że te cholerne szmatławce nie mają racji! Nie
zdradzam cię!
- Te cholerne szmatławce wzięły i podrobiły zdjęcia?!
Cholerne szmatławce zabrały Cię na całą noc?! Bądź mężczyzną i przyznaj się!
- Nie mam, do czego!
- To koniec Neymar. Od kiedy przeprowadziliśmy się do Barcelony
ciągle są takie akcje! Mam cię dość! Zniknij z mojego życia!
- [T.I], poczekaj!
- Daj mi spokój! Czego Ty jeszcze chcesz?! Żebym znowu ci
zaufała?! Żeby znowu było cukierkowo?! Żebyś mógł mnie zdradzać i żebyś miał, z
kim pokazywać się na tych imprezach?! Żeby media dały ci spokój?! Znajdź sobie
inną naiwną! W końcu, która się oprze wielkiemu Neymarowi, co?!
- Ale ja nie chce innej, chce ciebie. Zrozum, że cię kocham!
- Okazujesz mi to zdradami?!
- [T.I] proszę cię przestań! Nie zdradziłem cię!
- Mam ci dać dokładny spis kochanek?!
Dziewczyna nerwowo krążyła po pokoju krzycząc na swojego
ukochanego. Kochała go mimo krzywd, które jej wyrządził. To był już za wiele.
Zbyt dużo dziewczyn odwiedziło ich wspólne łóżko.
- [T.I]! Proszę Cię!
- Nie masz, o co Neymar. To już koniec. Jutro się spakuje i
już mnie tu nie będzie. Szczęścia z inną. Mam cię dosyć.
*pięć miesięcy
później*
- Halo halo! [T.I]! Wstajemy! Wstajemy! – Blondyn siedział
na łóżku swojej najlepszej przyjaciółki i starał się dobudzić największego śpiocha,
jakiego znał. Dzisiaj był bardzo ważny dzień i dla niej i dla niego.
- Jeszcze minutkę. – Nakryła głowę kołdrę jeszcze bardziej i
ułożyła się do snu.
- Nie ma minutki! Wstajemy! – Potrząsnął dziewczyną, a ta
spojrzała na niego morderczym wzrokiem.
- No już, już wstaje. – Zwlekła się z łóżka i pobiegła do
łazienki. Dzisiaj mieli podpisać najważniejszy kontrakt dla firmy. Najpierw
kilka prezentacji, potem kontrakty. Założyła na siebie obcisłą czerwoną
sukienkę, czarne szpilki, lekko przejechała usta pomadką, upięła włosy i była
gotowa do działania. To był jej dzień i nikt by jej go nie zepsuł. Nikt.
Wybiegła z łazienki, a jej najlepszy przyjaciel wlewał właśnie ciasto
naleśnikowe na patelnię.
-Mmm! Sean, rozpieszczasz mnie. – Wyjęła z lodówki dżem
truskawkowy, który obydwoje uwielbiali i położyła na dębowym stole.
- No a jak! Dzisiaj jest nasz dzień [T.I]. – Rzucił kładąc
cały talerz pachnących naleśników i siadając naprzeciwko jej.
- Wiem przecież, zdobędziemy tych klientów! – Zaśmiała się
smarując placuszek. Po zjedzeniu każde z nich chwyciło telefon, kawę w kubkach termicznych
i opuścili ich lokum. Wsiedli do białego samochodu Seana. Jechali powoli,
dopracowując wykonaną przez siebie pracę, poprawiając ostatnie błędy i
uspakajając się nawzajem. Naprawdę zależało im na tym projekcie. W Sali wykładowej znaleźli się po pół
godzinie drogi i oczywiście po znalezieniu miejsca na jakże zatłoczonym
parkingu dla pracowników. Zajęli przydzielone im miejsca i czekali na swoją
kolej. Minął jeden projekt, drugi, trzeci. A klienci tylko oglądali notując
pewne rzeczy. Bali się, czy spodoba się, niektóre projekty były naprawdę
wyrafinowane. Przy nich ich projekt był zwykły.
- Więc teraz Pani [T.I] [T.N] i Pan Sean Benson.
Wstali, krew buzowała im w żyłach, ale byli gotowi, wiedzieli,
co mówić i jak mówić, żeby klienci wybrali właśnie ich. Mówili na przemian
przedstawiając to, co mieli do zaoferowania.
- Świetna prezentacja, wahamy się między dwoma projektami,
Waszym a tym pierwszym, potrzebujemy czasu do namysłu, aby wszystko uzgodnić do
końca zapraszamy państwa na mecz Barcelony dzisiaj. Bilety zaraz przekażę
państwu nasz pracownik. Kolacje firmowe są oklepane, a my, jako Katalończycy
powinniśmy wspierać naszych piłkarzy! – Sean
spojrzał na nią, była blada i jakby bez życia. Doskonale widział, co dla niej
znaczy mecz, na którym zobaczy swojego byłego. Dalej ją to bolało. Uśmiechnęła
się blado.
- Dziękujemy bardzo.
*kilka godzin
później*
Czesała włosy siedząc na łóżku, od czasu ich rozstania nie
oglądała żadnego meczu. Po wzroku swojego przyjaciela wiedziała, że Neymar
nadal gra w pierwszym składzie i bez wątpliwie go zobaczy po pięciu miesiącach
rozstania. To, że nie walczył o ten związek chyba bolało ją najbardziej.
Skrycie liczyła, że zadzwoni następnego dnia, napisze sms, cokolwiek. A telefon
milczał. Cały dzień siedziała trzymając go w rękach i licząc, że ekran się
zapali i na ekranie pojawi się jego imię, łudziła się. Nic takiego się nie
stało, więc straciła nadzieję. Zaczęła układać sobie życie od nowa bez
mężczyzny u boku.
- [T.I]? Mogę? Za godzinę powinniśmy wyjść a ty tak naprawdę
wiesz tylko, że Barca gra.
- Pewnie, siadaj. Powiedz mi wszystko.
-, Więc tak, Barcelona gra dzisiaj o puchar Ligi Mistrzów z
Bayernem Monachium. W podstawowym składzie może nie pojawić się Messi. Jeszcze
nie wiadomo czy w końcu wyjdzie. No i mamy vipowskie miejsca. A to oznacza,
że..
- Zauważą nas. – Dokończyła patrząc w jeden punkt na
ścianie. – Wiem, spodziewałam się tego. Mam tylko nadzieje, że coś się stanie i
mnie nie rozpozna.
- Dasz radę, jesteś dzielna, a ja będę obok. W każdej chwili
możemy powiedzieć, że gorzej się poczułaś. A teraz wskakuj w tę koszulkę i
spodnie. – Wiedział, że nie wyrzuciła jego koszulki z autografami chłopaków i spodni,
na których podpisał się Pigue twierdząc, że na koszulce nie było już miejsca.
Bawiło ją dalej to wspomnienie klęczącego przed nią Gerarda, więc uśmiechnęła
się lekko wstając i nurkując w wielkiej szafie. Wyjęła z niej wspominane ubrania i szybko
założyła. Kolejny raz tego dnia wsiedli do samochodu i udali w daleką drogę na
Camp Nou. Kiedy wybierała mieszkanie
starała się wybrać to, możliwie daleko od stadionu. Nie chciała przypadkiem
natchnąć się na Neymara. Cała droga minęła im na przyjemnej rozmowie. Pocieszył
ją. Już nie bała się konfrontacji z byłym. Dumnie wkroczyli na stadion,
wcześniej pokazawszy bilety ochronie. W prawie pustym korytarzu już stali
klienci, już nie w eleganckich garniturach, a w zwykłych jeansach i klubowych
koszulkach.
- Widzę, że Pani jest wielką fanką! Nie dosyć, że oryginalna
koszulka Neymara to jeszcze autografy każdego z nich! Tylko pogratulować im
takiej fanki. – Ten młodszy puścił dziewczynie oczko a ta uśmiechnęła się
traktując jego wypowiedź, jako komplement, udali się wszyscy na trybuny
zajmując miejsca dla vipów. Sean zagadał ich dając jej chwilę wolnego na to
żeby myśli mogły swobodnie krążyć po jej głowie. Była mu za to wdzięczna, potrzebowała
momentu dla siebie, jednak nie trwał on długo. Piłkarze zaczęli wchodzić na
murawę a ona przykuła swój wzrok do Neymara. Zmienił się. Zmężniał.
Wyprzystojniał. Stał się po prostu inny, dojrzały. Tak to było dobre ujęcie. Spojrzała na resztę, zauważając, że Messi ma
wzrok skierowany wprost na nią. Wyszeptał coś do stojącego obok piłkarza,
którego [T.I] nie poznała. Ten podał to dalej aż doszło do Neymara. Podniósł
wzrok wprost na nią. Zmartwiała patrząc mu w oczy. W te cudowne brązowe oczy.
Uśmiechnął się widząc swoją koszulkę. Wiele to dla niego znaczyło, mimo że dla
innych byłaby to nic nieznacząca błahostka. Jemu dało to znać, że dziewczynie
zależy. Ten mecz, ta wygrana będzie dla
niej. Po odśpiewaniu hymnów udali się na sam środek i ustawili. Gwizdek. Od tej
pory istniała tylko piłka. Po pierwszym golu trybuny szalały. Jego strzelcem
był oczywiście Neymar, po strzeleniu gola ułożył ręce w serduszko i posłał je
wprost do [T.I].
- Chyba wpadłaś mu w oko! – Rzucił jeden z klientów, nie wiedząc,
jaką gafę właśnie popełnił dalej oglądał mecz tak jak i ona. Wczuła się w
atmosferę na trybunach, tę miłość do piłki. Brakowało jej kibicowania. Musiała
koniecznie to naprawić! Reszta meczu wygranego przez Katalończyków 3: 0 minęła
w przyjemnej ciepłej atmosferze. Wszyscy zaczęli się rozchodzić, co uczyniła
również ona. Ale chciała zrobić jeszcze jedną rzecz. Osobiście podziękować
chłopakom. Tłumacząc się, że idzie do toalety poszła przejściem, które kiedyś
pokazał jej Neymar. ‘Jeśli będziesz chciała mnie zobaczyć po meczu, to idź
tędy, żaden kibic go nie zna, ochroniarze rzadko tędy chodzą.’ Jak powiedział
tak zrobiła. Znalazła się już prawie przy szatni, kiedy ujrzała byłą miłość
idącą w kierunku murawy. Niewiele myśląc poszła za nim. Podszedł do bramki razem
z piłką i zapewne chciał ćwiczyć.
- Czemu się tak katujesz? Przecież wygraliście. Zaraz
będziecie imprezować. – Rzuciła, a on zmartwiał. Pamiętał ten głos doskonale.
Umieścił piłkę w bramce z ogromną siłą i spojrzał na nią, nic się nie zmieniła.
Jak widział na meczu.
- Od naszego zerwania nie byłem na żadnej imprezie. Teraz
też. – Podszedł bliżej niej, tak blisko aż mógł znowu spojrzeć w jej morskie
oczy. – Ja naprawdę Cię kocham i nie przestałem. I nie zdradziłem Cię. –
Patrzył jej prosto w oczy, prawie opierając swoje czoło o jej.- Ten mecz, każda
bramka była dla ciebie. Dla mojej miłości.
- Już nic nie mów. – Rzuciła całując go. A w tym momencie
Leo stanął w drzwiach prowadzących na boisko, nawet nie spodziewając się tego,
co tam zobaczy. Jednego był pewien, teraz jego kumpel z powrotem będzie
szczęśliwy.
LANA
* Nie pamiętam czy miałam jakoś Cię zatytułować, być może, ale pisałaś do mnie na gg także to dla Ciebie :* Liczę że się spodobał :)
Witajcie :) Miał blog wrócić do żywych ale nie wyszło.. Niestety :( Nie wiem jak dziewczyny ale ja będę dodawać imaginy w miarę moich możliwości. :)
+ Jeśli ktoś jest chętny zapraszam do siebie:
http://quiet-another-bvb-story.blogspot.com/
http://you-cant-give--up.blogspot.com/
Rozdziały w najbliższych dniach :*
LANA
* Nie pamiętam czy miałam jakoś Cię zatytułować, być może, ale pisałaś do mnie na gg także to dla Ciebie :* Liczę że się spodobał :)
Witajcie :) Miał blog wrócić do żywych ale nie wyszło.. Niestety :( Nie wiem jak dziewczyny ale ja będę dodawać imaginy w miarę moich możliwości. :)
+ Jeśli ktoś jest chętny zapraszam do siebie:
http://quiet-another-bvb-story.blogspot.com/
http://you-cant-give--up.blogspot.com/
Rozdziały w najbliższych dniach :*
Subskrybuj:
Posty (Atom)